Złapałam się gorączkowo za lewe ucho i pociągnęłam je w dół, chcąc by moje oczy nie widziały tego widoku.
Gryf, smok, ogień.
- Dosyć - odrzekł Hetaver potrząsając gniewnie ogonem. Jego zły ton przestraszył nawet smocze maluchy. - Pamiętaj, że to ty mną sterujesz. Jestem już stary, moje oczy ledwo filtrują obraz przed dymem, a co dopiero w trakcie wlatywania w niego. Weź się w garść.
Okropne smocze ryki niezaprzyjaźnionego ognistego smoka powoli przybierały odgłosy cichego lamentu. Z jego paszczy wyrywały się pojedyncze słowa oraz jedno dosyć kluczące zdanie:
- Nie uda wam się ich powstrzymać. Smoki staną na waszej drodze i obrócą w piach więzi między wami.
Przeklęłam głośno. Gdyby nie ten przeklęty bark, prawdopodobnie zabiłabym smoka nie zwracając uwagi na aktualną sytuację. Kamaiji domagała się wyjaśnień, jednak nie chciałam nic jej zdradzać. Dopiero po chwili wzięłam głęboki oddech i jej odpowiedziałam. Widziałam, że Amon też miał jakieś pytania, które skierował w stronę przewodniczącej. Nieco się tym zmartwiłam i zaczęłam nalegać, by Hetaver nieco przyspieszył. Widząc moją minę, Sabbe też starał się pomóc. Wbił tylne łapki w łuski starego smoka i poruszał rytmicznie błonami przeczepionymi do przednich kończyn.
- To nie czas na zemstę. Teraz Persia i jej towarzysze muszą dotrzeć tam, gdzie powinni się znaleźć.
Przed nami zaczęła malować się okropnie ponura atmosfera, a piekielna aura niemal lizała nasze ciała. Usłyszałam głośny zachwycony ryk Arbeliala. To oznaczało, że jesteśmy na miejscu. Obróciłam się gwałtownie chcąc sprawdzić, czy czerwony smok zostawił nas w spokoju. Nie było jednak po nim śladu. Sięgnęłam pod spódnicę wyciągając sztylet i trzymając go blisko ciała. Kto wie co zamieszkuje te tereny...
<Kamaiji, Amon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz