Nie czekając na moją odpowiedź, która i tak wskazywałaby na całkowitą neutralność decyzji, Kamaiji zapewniła, że zna te tereny lepiej od nas i nic złego się jej nie przydarzy. Ciało dziewczyny zaczęło po chwili się zmieniać - skóra pozieleniała i pojawiły się na niej wyrostki stworzone ze szmaragdowych piórek, a twarz przyozdobiły małe, czarne oczka i długi zakrzywiony dziobek wielkości nie większej co standardowa wykałaczka. Ze zdumieniem wpatrywałam się w tę transformację i dopiero po chwili dotarło do mnie, iż mam do czynienia ze zmiennokształtnym. Koliberek pomknął przez ciemne korzenie niemalże gubiąc z szybkości własne skrzydła. Między mną a długowłosym Amonem zapadła cisza. W sumie nawet mi to odpowiadało, gdyż nie miałam ochoty na pogawędki, biorąc pod uwagę ostry ton jego wypowiedzi. Mimo iż ja zaprzestałam jakkolwiek się nim przejmować, mężczyzna wpatrywał się w moje nieco teraz zgarbione ciało niczym w obrazek. Poruszyłam z zażenowania ogonem.
- Na co się gapisz? - zapytałam z wyrzutem. - Khajiita nie widziałeś? Persia zaraz wydłubie ci te oczy.
- To ty się patrzysz na mnie. Po za tym, może nie widziałem i co? - odrzekł kpiąco, oddalając swoją smoczycę od ostrza miecza, do którego niemal lgnęła.
Prychnęłam pod nosem kilka przekleństw i obróciłam się szukając własnej pociechy, której nie było nawet w pobliżu odpoczywającego Arbeliala. Ku własnemu zmartwieniu zauważyłam, że zaczynam coraz bardziej przywiązywać się do małego kostusza. Naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Znalazłam go pod jednym z wystających korzeni naprzeciwko mężczyzny. Był widocznie zajęty wykopywaniem pod szarą bulwą większej dziury, z której wydobył kilka świecących na lazurowo grzybków. Niemalże wypełnił nimi paszczę, jak chomik robiący zapasy na zimę, i z zadowoleniem podreptał ku mnie, zwracając uwagę na znalezisko. Oderwałam kapelusz jednego ze średnich grzybów i dokładnie obejrzałam, wąchając ówcześnie. Przytaknęłam do siebie i delikatnie polizałam mieniącą się skórkę. Ponownie na głos przyznałam sobie rację. Moje rozmyślania przerwał głos Amona:
- Widzę, że ktoś tu się bawi w alchemika. Oddaj mi to zanim nas pozabijasz przez jakieś wróżby i mądrości. Grzyb po sproszkowaniu i kontakcie ze słońcem zamienia...
- ... swoje ciało na drażniący układ oddechowy gaz - dokończyłam spoglądając na niego pełnią zielonych oczu. Czy tak bardzo kocie widzi pierwszy raz? - Też jestem alchemikiem, moja matka nauczyła mnie wszystkiego co ważne, potrzebne i pożyteczne. No, może z wyjątkiem tego ostatniego, mając na względzie wszelkie trucizny.
- Nie wyglądasz na taką, co zajmowałaby się ważeniem mikstur - odpowiedział z nutą zaciekawienia w tonie.
- Doprawdy? - teraz stać mnie było na uśmiech. Taki najprawdziwszy i najszczerszy uśmieszek.
Po tej krótkiej wymianie zdań zamilkłam na amen. Postanowiłam zebrać kilka z tych grzybów, być może w przyszłości się nam one w jakiś sposób przydadzą. Minuty mijały coraz szybciej pomimo braku jakiegoś stałego zajęcia. Niestety po Kamaiji słuch zaginął, przez co zaczęłam się nieco... martwić? Jej smok także od paru chwil nie wyglądał na zadowolonego. Siedział cicho powarkując i filtrując powietrze przez nos i paszczę. Wymawiał szeptem jej imię w smoczym języku, co zaczęło przyprawiać mnie o ciarki.
- Gdzie ona... - mruknęłam, poprawiając bandaż wiszący na ramieniu.
<Amon, Kamaiji? Opowiadanie właściwie o niczym i dosyć późno wysłane. Wybaczcie xd>
(uzbierałaś 3 niebieskie grzyby!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz