Wpadłam na pomysł.
- Może spróbujemy jakoś dotrzeć do mojego domu? Będziemy musieli przejść przez całą ignisferę, ale może spytam o pomoc Hetavera, by przeniósł chociaż jedną osobę z maluchami, a cała reszta zabierze się na moim czorcie - zarzuciłam.
Pomyślałam również, że nauka fechtunku byłaby czymś naprawdę pożytecznym, a Amon wyglądał na takiego, co mógłby się na tym dobrze znać. Kiedy Kirmathana wspięła się na klingę miecza, a jej właściciel się o nią zatroszczył, aż mnie to rozbroiło, tak uroczo się zaczynali ze sobą oswajać... Widać było po nim, że będzie dobrym Hodowcą. Persia wydawała się być niemrawa, ale miałam wrażenie, że chyba zawsze taka bywa. Trochę zniesmaczyło mnie to, że nawet nie podziękowała Amonowi za opatrzenie ran, ale cóż... Czyjejś osobowości nie da się zmienić. A wiedziałam, że mimo takiego zamknięcia, kotołaczka jest dobrą osobą, dlatego przymknęłam w sporej mierze na to oko.
- U mnie w domu możemy pouczyć się od Amona fechtunku, a na tą chwilę mogę skoczyć sama po Hetavera, wtedy zostawię wam Arbeliala, a on pomoże wam się bronić przed ludźmi. Póki nie wrócę, wy tu na mnie poczekacie. Co wy na to? - spoglądałam na obojga pytająco.
<Amon, Persia? Sorki, że tak krótko, ale późno jest, a ja padnięta po próbie kapeli ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz