- Słyszałem tylko w legendach o Khajitach, ale nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek jakiegoś spotkam... - widząc wymowną minę Kamaiji, która mówiła "Nie mamy na to czasu", szybko dodałem: - Zgarniamy ją. - zerknąłem na jej rany. - Mam przy sobie jakieś bandaże i podstawowe środki do oczyszczania ran. Opatrzymy ją, gdy na chwilę gdzieś się zatrzymamy. - podszedłem bliżej Khajitki. Jej smok na mnie syknął złowieszczo. W myślach mi jedynie zabrzmiało "Nawet się nie waż na mnie rzucać." - Na trzy ją podnosimy, chyba że wolisz sama to zrobić. Jej smok mnie nie zna i nie chciałbym robić użytku z tego kawałka żelastwa...
Rzuciłem wymownym spojrzeniem na miecz. Kamaiji parsknęła śmiechem.
Fakt, ten mój żelazny badyl prędzej by się połamał niż bym zrobił komuś tym krzywdę, zwłaszcza smokowi.
Smok przekrzywił głowę na skos patrząc na gada Khajitki. Jej chowaniec uczynił to samo. Miałem wrażenie że coś sobie nawet telepatycznie, czy wzrokowo przekazały, ale gdy instynktownie zrobiłem krok w kierunku ciała zrozumiałem nawet mniej więcej co.
Podniosłem Khajitkę na ramionach.
- Dam radę ją przenieść. Gdzie idziemy? I co z jej smokiem? - Zapytałem odwracając się w kierunku Kamaiji.
<Kamaiji, Persia?>
Fakt, ten mój żelazny badyl prędzej by się połamał niż bym zrobił komuś tym krzywdę, zwłaszcza smokowi.
Smok przekrzywił głowę na skos patrząc na gada Khajitki. Jej chowaniec uczynił to samo. Miałem wrażenie że coś sobie nawet telepatycznie, czy wzrokowo przekazały, ale gdy instynktownie zrobiłem krok w kierunku ciała zrozumiałem nawet mniej więcej co.
Podniosłem Khajitkę na ramionach.
- Dam radę ją przenieść. Gdzie idziemy? I co z jej smokiem? - Zapytałem odwracając się w kierunku Kamaiji.
<Kamaiji, Persia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz