wtorek, 2 sierpnia 2016

RP: Amon do Kamaiji

Westchnąłem. Nigdy nie przepadałem za końmi, zwłaszcza jak zaczynały gadać, bo to zawsze oznaczało jedno. Nawdychałem się odczynników chemicznych, ale to się dzieje naprawdę. Wziąłem głęboki wdech. Dopiero teraz do mnie dotarło, że mój gniew i tak jest zbędny w tym momencie, bo i tak tylko pogorszę swoją sytuację.
Niebo przeciął śmigłowiec. Moje oczy za nim powędrowały. To była rzeczywistość, którą pamiętam...
Spojrzałem znów na jajo, które trzymałem w dłoni. "Czyli teraz mam wybór..." - pomyślałem. Trzymałem właśnie smocze jajo... nie wiedziałem czy zaraz się zesram ze strachu, czy ze szczęścia, że moje życie nie będzie tak paskudne jak kiedyś? "Ale kto mnie zaakceptuje?" To była najbardziej przeszywająca myśl jaka przeszła mi przez głowę, a decyzję musiałem podjąć TERAZ!
- Nie wiem, czy nie będę tego żałował - przerwałem by wziąć oddech. - Ale zostaję z wami.
Wsiadłem na grzbiet Kamaiji i objąłem jej kark, by jakoś utrzymać równowagę. "Nie ma czasu na pytania, co i jak z jajem, teraz trzeba działać".
- Gdzie jedziemy?

<Kamaiji?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz