Długimi ciosami odrzuciłam jednego wojskowego w stronę jego wycofujących się kolegów i zatrąbiłam głośno. Hetaver i Arbelial, choć ranni, byli bardzo mocno nabuzowani i magia wręcz ściekała im z pysków zmieszana ze śliną. Podbiegłam do nich w ludzkiej formie i sprawdziłam, czy wszystko z nimi w porządku. Miałam przy sobie kawałek mięsa na nagrody dla mojego czorta, więc poczęstowałam obydwa smoki.
- Dawno ciebie zaatakowali? - spytałam Hetavera.
- Nie, jakieś kilka minut przed waszym przybyciem - odparł i wytarł łapą pysk z krwi. - Dziwi mnie tak duża ilość tych dziwnych ludzi... Zawsze tu było tak pięknie, a teraz!...
Pogłaskałam go po szyji. Nie był przystosowany do bitewnych warunków, zazwyczaj przesiadywał w swojej ciemnej norze pod konarami drzewa, a teraz musiał walczyć o przetrwanie i własne terytorium. Zaklęłam pod nosem.
Zauważyłam Amona, który właśnie szedł w naszą stronę. Dziwiło mnie, że czegoś nie zauważył... ale coś w jego torbie zaczęło się ruszać.
- Amonie! Wszystko w porządku? - zawołałam gdy był już dość blisko. - Sprawdź torbę z jajem!
<Amon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz