Prułam przez gęstwiny szukając z powrotem Hetavera. Zajęło mi z 20 minut samo dotarcie do jego nory na tych miniaturowych skrzydełkach, lecz go tam nie było. Gdzie mógł być?
Rozejrzałam się po okolicy, próbując jako wilk go wywęszyć i złapałam trop. Pobiegłam szybko jego śladem i usłyszałam odgłosy zażartej walki. Musieli po niego wrócić z posiłkami... Cholera jasna! Popędziłam jak spuszczona ze smyczy i dotarłam wreszcie do źródła dźwięków, lecz było już tak naprawdę po wszystkim. Całe szczęście, Hetaver wygrał, lecz nagle schylił się ku czemuś... Podreptałam do niego.
- Hetaverze! Wszystko gra? - spytałam smoka. Kiedy podeszłam, dostrzegłam małego nocarza u jego stóp. Wyglądał już na podrostka.
Starzec zdziwił się moim widokiem.
- Nie powinno ciebie być przy twoich przyjaciołach? - spytał mnie.
- Musiałam przybyć do ciebie w pewnej sprawie. Czy mógłbyś nam jeszcze pomóc?
- Oczywiście! - odparł bez namysłu. - W czymże potrzebujecie pomocy?
- Dałbyś radę przenieść kogoś z nas i małe smoki nad ignisferą do mojego domu w diablosferze? Ja i Arbelial wskażemy drogę.
- Dobrze. Więc prowadź teraz do swoich przyjaciół.
- A co z tym malcem? - spytałam, wskazując na smoczątko, które z nim było.
Hetaver nagle posmutniał.
- Stracił rodziców. Nazywa się Noringhan... Biedaczek nie chce zostawać sam.
Serce mi mocno zabiło współczuciem i nienawiścią. Jak mogli odebrać takiemu malcowi rodzicieli... Przykucnęłam przy nocarzu w ludzkiej postaci i pogłaskałam go po głowie (był wielkości owczarka niemieckiego), a ten ze smutnym pomrukiem i opuszczonymi uszami wtulił się we mnie.
- Noringhan... - szepnęłam. - Zaopiekuję się tobą. Chodź z nami, maluchu...
W trójkę przebrnęliśmy przez las najszybciej jak się da, aż wreszcie dotarliśmy do reszty grupy. Oczywiście, napotkałam również spojrzenia pełne wyrzutów.
- Dłużej się nie dało? - burknęła Persia.
- I kolejny smok... - rzucił Amon, dla którego to już było chyba za wiele na jeden dzień.
- Nie marudźcie i niech jedno z was wsiada na Arbeliala ze mną, a drugie na Hetavera ze smokami - kazałam.
Tak oto wzbiliśmy się w powietrze, ja i Amon na moim czorcie, a Persia z Kirmathaną i Sabbe na smoczym starcu. Noringhan już umiał latać, więc tylko dopełnił szyku. Czekał nas długi lot...
<Persia, Amon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz