wtorek, 2 sierpnia 2016

RP: Amon do Kamaiji

Rzucony na pole bitwy bez uzbrojenia zacząłem rozglądać się. Miałem element zaskoczenia przeciwników. Przez chwilę myślałem o truciznach, ale nie było na to czasu.
Zakradłem się za plecy jednego z wojskowych i wbiłem nóż w krtań. Gdy upadał na ziemię, przechwyciłem jego karabin i odbiegłem za zasłonę.

"Przynajmniej mam jakąś konkretniejszą broń" - uśmiechnąłem się do siebie w myślach.
Odchyliłem się i pociągnąłem za spust w kierunku innego wojskowego. Strzelałem krótkimi seriami, by zaoszczędzić na amunicji. Po raz pierwszy cieszyłem się z lekcji strzelania z wiatrówki. Nigdy nie lubiłem takiej broni.
Niestety ta myśl była ostatnią radosną, gdy wojskowi zwrócili uwagę na to, że są ostrzeliwani od pleców. Było ich za dużo, a za mało amunicji.
Kamaiji dochodziła prawdopodobnie do podobnych wniosków, gdyż starała się być w ciągłym ruchu. Agresorzy próbowali ją otoczyć, ale mimo wszystko sprawnie dawała sobie radę.
Pocisk rykoszetujący nad moją głową przypomniał mi, że powinienem teraz pomartwić się o siebie. Spojrzałem na truchło żołnierza, leżące dziesięć metrów ode mnie... "Gdyby udało mi się sięgnąć do jego ładunków..." Wystrzeliłem resztę amunicji jaką posiadałem w kierunku ostrzeliwujących mnie żołnierzy jako ogień zaporowy i rzuciłem się do ciała.
Czułem jak każda kula za mną przecina powietrze. W biegu chwyciłem dwa granaty i oba wyrzuciłem odbezpieczone w kierunku przeciwnika.
Gdy usłyszałem odgłos wybuchu i rozrywanej tkanki dobiegłem do następnej zasłony i znów zacząłem oceniać sytuację.
Napastnicy się rozpraszali i wycofywali się. Kamaiji walczyła jak zaciekła goniąc już każdego, który próbował zostać w pobliżu.

<Kamaiji?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz