środa, 3 sierpnia 2016

RP: Amon do Kamaiji

Przejąłem smoczycę na otwarte dłonie i uśmiechnąłem się do niej. "Może nie będzie tak źle jak myślałem?" - westchnąłem. - "Jesteś i tak trochę straszna..." Parsknąłem śmiechem niemo. Skinąłem na Kamaiji, że jestem gotów, by za nią podążać do jakiejś kryjówki.
Idąc za nią rozmyślałem nad imieniem. Nie mogłem na nic wpaść co pasowałoby do smoka. Tfu, smoczycy... Po dłuższej chwili namysłu powiedziałem na głos:

- Kirmathana... - zrobiłem pauzę, by przypomnieć sobie nazwisko prawowitej właścicielki imienia, która nie żyła... ale nie mogłem sobie przypomnieć. - Kirmathana... po prostu.
Łza uderzyła w ziemię po chwili, której nie zdążyłem zatrzymać. Miałem nadzieję, że nikt tego nie zauważył prócz ledwo wyklutego smoczątka. Samiczka szybko wdrapała mi się na ramię, jakby sama wyczuła, że tak będzie mi łatwiej. "Cóż, tak nam będzie obojgu wygodniej, tylko nie spadnij" - rzuciłem do siebie.
Idąc w grobowej ciszy za Kamaiji zauważyłem leżący szkielet w zardzewiałej kolczudze, przebity równie przeżartym przez rdzę mieczem. "Hmmm, chyba nikt by się nie obraził... ale co kraj to obyczaj..."
- Kamaiji? Mogę zabrać ten miecz trupowi? Chyba nie będzie mu już potrzebny.
Przez chwilę moje policzki zapłonęły ogniem. Poczułem się jak zwykły złodziej pytając o to na głos. "Może nie będzie zła, że o to zapytałem?"

<Kamaiji?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz