Znowu podobna sytuacja co ostatnio. Tym razem Arbelial sam do mnie przyleciał z nowymi dziurami w błonach, ale nie wygryzionymi przez niego, lecz opalonymi jak po kulach. Był wściekły i machał skrzydłami jak szalony, młucąc przy tym kopytami o skałę. Podbiegłam do niego, pociągnęłam za brodę i wtuliłam w siebie jego ogromny pysk, by go uspokoić.
- Co takiego ci się stało? - zmartwiłam się, lecz nagle usłyszałam głosy w oddali. Kolejni ludzie łasi na pieniądze?!
Popędziłam smoka i wskoczyłam w biegu na jego kark, wzbiliśmy się wysoko w powietrze i ruszyliśmy wprost nad ocean. Rozejrzałam się i dostrzegłam na brzegu aquasfery intruzów. Było ich więcej niż ostatnio przy sytuacji z rybakami, no i to nie rybacy tym razem złożyli nam wizytę... Sądząc po barwach, był to okręt wojskowy, który towarzyszył jakiejś ekipie odkrywców na mniejszym statku. Jak mi krew przepłynęła w żyłach z wściekłości...
Na pełnej prędkości ruszyliśmy w ich stronę. Ar w locie wezwał demony, które zmaterializowały się z ognia, jaki puścił pyskiem. Miały potworne gęby i zniekształcone gargulcze ciała, które unosiły różnych rozmiarów skrzydła, zależnie od konkretnego wytworu, a była ich cała horda. Smok posłał je wszystkie na stracenie, nakazując im atakować wojskowych. Długo nie trwało ich pół materialne istnienie, ponieważ strzały karabinów rozniosły je w popiół nim którykolwiek zdołał podlecieć na tyle blisko, by dokonać krzywdy. Ale to nie koniec... O to właśnie chodziło. Teraz demony były samym pyłem, który dostał się żołnierzom do płuc i rozerwały co poniektórych od środka, pozostałych trafionych opętały, by zabijali swoich.
Na plaży stali trzej odkrywcy z obstawą w postaci dziesięciu uzbrojonych ludzi, a wszyscy nie mogli dowierzać w to, co aktualnie się działo, a dział się srogi rozpierdziel. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jako zabójca lubiłam widzieć pozytywne efekty swojej pracy. Kiedy największy sajgon się skończył, zlecieliśmy do trzynastoosobowej grupki w dole. Arbelial wylądował twardo, aż oparł się jedną parą skrzydeł o piach, za to ja zeszłam z niego wdzięcznie i zmierzyłam te parszywe stworzenia wzrokiem mordercy. Wycelowali we mnie, lecz Ar szybko użył czaru opętania i nakazał im jedynie słuchać oraz odpowiadać na pytania. Kałachy poupadały na grunt.
- Kto wam powiedział o istnieniu wyspy? - spytałam hardo. Nie musiałam pytać, po co tu przyszli.
- Rybacy - odpowiedzieli wszyscy chórem.
Dokładnie tak, jak myślałam... Kazałam smoku przerwać działanie zaklęcia i pozwoliłam mu odpocząć od magii na ten moment. Jeden z odkrywców popuścił w gacie i aż śmiesznie mi się na niego patrzyło z taką powagą na twarzy... Nikt teraz kompletnie nie wiedział o co chodzi, więc wygłosiłam litanię.
- Zapewne dowiedzieliście się od pewnych rybaków, że jest to dosyć niebezpieczna wyspa. Jest to prawda z jednej strony, a z drugiej... totalna bzdura - w trakcie mówienia chodziłam w tą i z powrotem trzymając ręce splecione z tyłu. - Jeśli myślicie, że dowiecie się o niej cokolwiek więcej poza tym, że żyją tu smoki, to mylicie się - stanęłam i spojrzałam wprost na nich. - Nic tu po was. Nie macie prawa wtrącać się na te tereny. Należą one do mnie i innych jej mieszkańców, a w szczególności do smoków we własnej osobie. Wycofajcie wojska i zabierzcie stąd odkrywców, dobrze wam radzę. Inaczej... widzieliście co się stanie, gdy będzie inaczej. Przekażcie to swoim wodzom.
Zdezorientowani intruzi nie wiedzieli co zrobić w pierwszej chwili, lecz jedyny odważny postanowił się odezwać.
- Przybyliśmy tu po to, by zbadać tą wyspę - wytłumaczył się śmiałek, odkrywca. - Ponoć jest tu wiele nieodkrytych gatunków, które chcielibyśmy sprawdzić. Sam fakt istnienia tego miejsca jest dla nas niesamowity!
Uniosłam brew.
- I dlatego sprowadzacie tutaj cały okręt wojenny?
Nastało chwilowe milczenie i konsternacja.
- To... dla bezpieczeństwa.
Prychnęłam na nich i poklepałam swojego smoka po pysku.
- Widzisz tu jakieś niebezpieczeństwo, Arbiś? - spytałam go. Smok tylko zamruczał i wzruszył ramionami, negując. - Arbelial twierdzi, że nic tu niebezpiecznego nie ma dla tych, którzy potrafią się tu odnaleźć. Turkhruzjan nie jest dla każdego, a na pewno nie dla bandy idiotów, którzy myślą, że każde miejsce na ziemi musi być przejęte przez nich, obwąchane i oznaczone od góry do dołu, jak banda śmietnikowych psów. Nic tu nie znajdziecie. Odejdźcie natychmiast nim przekonam swojego smoka do kolejnego ataku.
Następnego dnia obudziłam się dosyć późno. Wyszłam na spacer i ujrzałam coś strasznego...
Wszędzie byli ludzie. Helikoptery śmigały po niebie, tereny były oblegane przez badaczy, raz po raz szczękały karabiny, a nawet padały strzały, którym towarzyszyły ryki smoków. Oniemiała z przerażenia padłam na kolana i wydałam z siebie jedynie żałosny krzyk... Co się dzieje?!
W skrócie.
Stało się. Przypłynęło wojsko i badacze oraz odkrywcy. Smoki zamieszkałe na Turkhruzjanie są zagrożone, niektóre porywane, inne zabijane tylko dlatego, że chroniły własnych dzieci i pobratymców.
Zostaną niedługo przydzielone zadania, co każdy ma robić. Miejcie się wszyscy w gotowości, szkolcie smoki... Jest zbyt poważnie na pogawędki.
Kamaiji