W trakcie tej długiej rozmowy ilość kufli rosła koło nas. Już przyjemnie szumiało mi w głowie, gdy zorientowałem się, że z Kier nie jest najlepiej. Była zupełnie pijana. Smoki za to wyglądały tak, jakby już koniecznie chciały wrócić do swych leży.
- Chyba pora wracać - wybełkotałem, a Kier tylko przytaknęła i padła twarzą na blat stołu.
Jako że trzymałem się trochę lepiej, wziąłem ją pod ramię, opłaciłem cały rachunek za piwa i ruszyliśmy ze smokami u boku. Sam ledwo się trzymałem, a z dodatkowym balastem szło się jeszcze trudniej. Zygzak, jaki zataczaliśmy, był tak szeroki, że trudno byłoby to przeliczyć w metrach. Wreszcie dotarliśmy na moją farmę, gdzie nogi porwały nas do stodoły, w której trzymałem tylko ususzone siano, a miałem zamiar kiedyś wprowadzić tam konie. Położyłem gdzieś na sianie Kier i sam padłem obok niej i momentalnie zasnąłem.
Rano obudziłem się pierwszy, przytulony do Kier. Heva leżał nad naszymi głowami zwinięty w kłębek, a zazdrosna Dolores stała w drzwiach od stodoły. Zerwałem się z miejsca budząc towarzyszkę i jej smoka przypadkiem, po czym postanowiłem zająć się farmą.
<Kier?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz