- Gdzie się rozbijemy, kapitanie? - spytał jeden, najwyraźniej jakiś przydupas.
Człowiek, który rzekomo był kapitanem, wyciągnął lunetę i zaczął obserwować daleko ciągnące się kamieniste wybrzeże Czarnych Wód, aż jego wzrok zatrzymał się na wysepkach aquasfery w oddali. Wyciągnął palec i wskazał ich kierunek.
- Tam dalej na wschodzie widzę jakieś mniejsze wysepki, tam wody są znacznie jaśniejsze niż tu, a brzeg tej głównej wyspy wydaje się wreszcie piaszczysty - stwierdził. - Machać tymi wiosłami! - zażądał.
Przydupas i jego dwóch innych kolegów zabrali się do roboty, a ja odleciałam poza zasięg ich wzroku. Dotarłam do skrytego między skałami smoka i już jako człowiek dosiadłam go.
- Ruszaj - kazałam mu, a on otrzepał się i ruszył z kopyta, potem w górę.
Do wieczora zajął nam lot do irisfery, skąd zgarnęłam Olirę, która usłyszawszy wieści ode mnie natychmiast dosiadła swoją Astrę i razem przez noc leciałyśmy na piaszczyste wybrzeża wodnej sfery.
Trafiłyśmy tam dopiero nad ranem, akurat na przywitanie wielce zaskoczonych rybaków. Zeskoczyłam z grzbietu czorta i ryknęłam na nich jako czarna puma.
- Czego tu chcecie?! - wykrzyknęła Olira, schodząc ze swojej smoczycy.
Mężczyźni kompletnie nie wiedzieli co na to powiedzieć i już chcieli się z krzykiem wycofywać, lecz Ar skutecznie zagrodził im drogę ucieczki. Wolnym, drapieżnym krokiem podeszłam do kapitana i stanęłam z nim twarzą w twarz, już jako człowiek.
- Moja przyjaciółka o coś spytała - napomniałam go. - Słyszałam jak mówiliście, że chcecie wydać tajemnicę o istnieniu wyspy ludziom. Zachwycaliście się, że będziecie bogaci, zostaniecie odkrywcami... więc czego tu chcecie?
Rybacy spojrzeli po sobie, zerknęli ukradkiem na śliniącego się nad ich głowami smoka, po czym kapitan odchrząknął, poprawił koszulkę i wyprostował się, jakby chciał zgrywać ważniaka.
- Trafiliśmy tu zupełnym przypadkiem i chcieliśmy zwiedzić tą wyspę - wytłumaczył się i już chciał kontynuować, lecz mu przerwałam.
- To nie muzeum ani park rozrywki. Albo zostajesz tutaj i chowasz tajemnicę o istnieniu wyspy, zostając tym samym Hodowcą smoków, albo odchodzisz i trzymasz dziób na kłódkę. Jeśli nas wydasz... będę zmuszona cię zabić - przy tych ostatnich słowach pod moim nosem pojawił się nikły uśmieszek, a Arbelial kłapnął zadowolony zębiskami, rozbryzgując wszędzie swoją ślinę.
Ludzie wzdrygnęli się i spojrzeli niepewnie na swego dowódcę, a on tylko uniósł się jeszcze wyżej nade mną.
- Żadna małolata z jakimś futrzastym potworem u boku nie będzie mi grozić śmiercią! - wypowiedział. - To ja jestem odkrywcą tej wyspy i to ja będę miał pieniądze z tego, że świat się o tym miejscu dowie!
- Uważaj na słowa! - ostrzegła go Oli. - Kiedy ona coś mówi w taki sposób, mówi to zupełnie na poważnie!
- Nie obchodzi mnie to, co mówi! Będę bogaty!
Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie między mną a czarcim smokiem. Arbelial wbił pazur jednego ze swych skrzydeł tuż obok kręgosłupa kapitana, przekręcił go tak, by chwycić za kręgi i szarpnął, ukazując światu cały rdzeń, który aż oderwał się od większości żeber. Krew ozdobiła piach, a smok zaczął bawić się ciałem jak marionetką, traktując wyrwany fragment szkieletu jako sznurek, za który ciągnął. Przerażona załoga w sporej mierze albo wymiotowała pod siebie, albo omdlała na sam widok. Olira z Astrą odwracały wzrok, co by nie patrzeć na to krwawe przedstawienie. Ja spojrzałam na to obojętnie, przyzwyczajona do widoku rozszarpywanych żywcem przez niego kóz, po czym zwróciłam się do jedynego przytomnego mężczyzny, i tak będącego w silnym szoku.
- Potraktujcie to jako przestrogę. Teraz, natychmiast się stąd wynoście!
Facet bez słowa, omamiony paniką, zaciągnął swoich na wpół przytomnych kolegów i wrzucił ich do łodzi, następnie sam zaczął wiosłować jak szalony, byle by tylko się stąd zabrać. Ar widząc to przestał się bawić ciałem i posmutniał, wydając przy tym jęki i pomruki niezadowolenia. Westchnęłam zarzenowana.
- Arbuś, skarbie, już masz jedną ludzką ofiarę, tyle ci wystarczy - przysłodziłam mu i poklepałam po szyi.
- Zgodzę się... - stęknęła Olira, bardzo obrzydzona zachowaniem mojego smoka.
- Leć już do domu, niech nie męczy cię ten widok - poleciłam jej troskliwie. - Ja się tym wszystkim zajmę...
Oli z Astrą odleciały, a ja z Arbelialem polecieliśmy z powrotem do domu, zabierając ze sobą zwłoki kapitana w jego pysku. Po powrocie bezpośrednio padłam na łóżko, nie zwracając uwagi na chrupanie kości i mlaskanie zaraz za ścianą...
W skrócie.
Ja i Arbelial nakryliśmy rybaków na tym, jak chcieli wzbogacić się na wydaniu naszej wyspy. Razem z Olirą i jej smoczycą przeprowadziliśmy rozmowę z kapitanem łodzi, lecz był uparty przy swoim zamiarze, więc dostał... lekcję. Bardziej jednak odbiło się to na jego kompanach, którzy uciekli gdzie pieprz rośnie. Obawiamy się jednak, że może to się źle skończyć... Miejcie się na baczności.
Kamaiji i Olira
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz