Siedziałam przy swoim biurku i zaskakiwał mnie brak przestępców. Arbelial nic mi nie donosił o żadnych opryszkach, było tak cicho i spokojnie... Postanowiłam więc połazić i zobaczyć co się dzieje wokół.
Wyszłam ze swojej siedziby i odetchnęłam nieświerzym, stęchłym powietrzem moriasfery. Cóż za... cudowny dzień. Mój smok akurat w tej chwili obwąchiwał jakieś gnijące ptasie ciało na ziemi, lecz zniesmaczył się i prychnął, rzucając mi spojrzenie jakbym była temu winna.
- No i co się gapisz? - spytałam wzruszając ramionami.
Smok tylko sapnął i zaprosił mnie na grzbiet. Westchnęłam i zajęłam swoje miejsce, po czym polecieliśmy w górę.
Praca jako rekrutant:
Szybowaliśmy wysoko po niebie i nie widzieliśmy żywej duszy poza jakimiś dzikimi smokami, które w większości wolno się przechadzały i zajmowały własnymi sprawami, niektóre toczyły walki. Postanowiliśmy odwiedzić Hetavera, bo na pewno miał coś ciekawego do powiedzenia o podróżnych.
Dolecieliśmy na granicę umbra- i nocosfery, gdzie ów Hetaver pomieszkiwał. W kociej formie zeskoczyłam zgrabnie z grzbietu Arbeliala, po czym podeszłam cichutko do otworu jamy smoka. Usiadłam u wlotu i zamiauczałam przeciągle. Stara bestia wychyliła się.
- Witaj, kocie - zagadnął. - Czegóż to chcesz?
- Chciałam spytać, czy nie przechodzili tędy jacyś ludzie chętni by dołączyć do Hodowli?
Smok zastanowił się.
- Nie przypominam sobie nikogo, przykro mi.
Westchnęłam, miauknęłam na pożegnanie i znów jako człowiek wdrapałam się na czorta. Ten otrzepał się i poleciał w górę.
Praca jako nauczyciel:
Wróciliśmy do domu, gdzie czekałam aż ktokolwiek przyjdzie spytać się o jakieś szczegóły związane z Hodowlą. Futro Arbeliala grzało mi bose stopy, w tle leciał mój ulubiony kawałek Arch Enemy - Under black flags we march, sączyłam herbatkę i mrucząc z przyjemności zastanawiałam się, kto może zapukać do moich drzwi... Może Leo, albo Kier? A może Eranwel? Któryś z ekipy Slyboots_Pengui też byłby mile widziany... Nawet Olira, chociaż sama zna tą Hodowlę na wylot!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz