Obudziłyśmy się i słyszałyśmy, że smoki dalej grasują, tym razem na zewnątrz. Astra uczyła Arbeliala jak się bawić "po łagodnemu", a ten chyba nie do końca rozumiał o co jej chodzi (w końcu bez krwi i latających koźlich kończyn nie ma zabawy......). Pokazywała mu smoczą grę w berka, gdzie szturchnięcie ogonem było liczone jako zmianę goniącego. Dlatego smoczyca dotykała pleców swojego kompana swoim futrzastym, kolorowym ogonem i próbowała uciekać, lecz ten patrzył na nią z ukosa jakby to była jakaś czarna magia. Trudno nie było odczytywać z jej pyska zarzenowania i irytacji...
Na śniadanie zjadłyśmy trochę kanapek i poszłyśmy potem na wzgórze Mondiris poobserwować piękne, skittlesowe widoki. W trakcie jednak zauważyłyśmy dziwne zachowanie u smoczycy Oliry... Ciągle szukała jakiegoś miejsca w ziemi, węszyła i drapała. Wyraźnie było widać, że w dolnej części jej brzucha coś urosło. Czyżby...?
- Olira, czy ona przypadkiem nie szuka miejsca do chowu jaja? - spytałam się.
Ona spojrzała na mnie wielce zaskoczona, a z drugiej strony jakby też się tego domyślała.
- Zabierzmy ją do mnie, gdzie ma legowisko - zaproponowała i zaprowadziłyśmy bestie do niej.
Na miejscu Astra natychmiast zwinęła się w kłębek i spięła wszystkie mięśnie. Na miękkim łożysku z kolorowych traw i poduszek z czasem wylądował owalny przedmiot... Smoczyca nie chciała nam tego pokazać w pierwszej chwili, lecz gdy Arbelial podszedł zobaczyć, odsłoniła mu... jajo!
- To niesamowite! - westchęłam półszeptem z wrażenia. - To chyba oznacza, że w Hodowli pojawi się nowa rasa!
- No... To będzie super! - wykrzyknęła radośnie Oli.
- Poczekajmy tylko do wyklucia jaja - uśmiechnęłam się, lecz mina mi delikatnie zrzedła, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę. - Tylko że tęcza i piekło nie łączy się ze sobą idealnie... Pisklę będzie miało wadę genetyczną.
- Ale raczej przeżyje jakiś czas?
- Powinno, bo nie jest to sprzeczne połączenie, ale... A zresztą! - machnęłam ręką i uśmiechnęłam się optymistycznie. - Przywitamy nowego smoka w Hodowli!
<Olira?>
niedziela, 24 lipca 2016
RP: Olira do Kamaiji
Rano, czyli koło 12, udało nam się pozbierać i poszłyśmy do legowiska smoków, by wyruszyć do Irisfery. Zastałyśmy tam komiczny widok. Arbelial leżał rozpłaszczony na ziemi, a Astra na nim rozwalona jak na kanapie. Zaśmiałyśmy się i smoki leniwie otworzyły oczy, po czym Astra spełzła z Arbeliala, a on mruknął jakby chciał powiedzieć: "mamo, daj mi jeszcze pięć minut, jest poniedziałek". Za jakieś pół godziny udało nam się ruszyć naszych podopiecznych. Widać było, że byli wymęczeni i wiedziałyśmy chyba dlaczego.
- To co, lecimy do mnie? - powiedziałam z uśmiechem, a ona przytaknęła. Wsiadłyśmy na grzbiety naszych smoków i poleciałyśmy. Po kilku godzinach naprawdę szybkiego lotu zobaczyłam w dole mój cukrowy domek i mały ogródek z kwiatami mondiris oraz tęczowymi jagodami. Wylądowałyśmy tuż przed chatką i zeskoczyłyśmy ze smoków.
- Zapraszam do środka - powiedziałam otwierając drzwi. Wewnątrz było słodko i pastelowo. Patrząc po minie Kamaiji było widać, że zaraz zwymiotuje z przesłodzenia. Usiadłyśmy przy małym stoliku w kolorze miętówek i zajadałyśmy ciastka posypane brązowym cukrem oraz piłyśmy herbatę o smaku ciasta z malinami. Pod wieczór poszłyśmy po browar, a później poszłyśmy spać. Smoki coś znowu rozrabiały więc średnio nam się spało, ale no cóż poradzić. Następnego dnia...
<Kamaiji?>
piątek, 22 lipca 2016
Coś jest nie tak...
Miałam już opuszczać swoją uwielbioną diablosferę, już dosiadłam rozgrymaszonego Arbeliala, gdy nagle usłyszałam ludzkie głosy... "To nowy ląd! ... Jak ludzie się dowiedzą... ... ... odkrywcami! Będziemy bogaci! ...". Włosy zjeżyły mi się na karku, szarpnęłam smoka, by poleciał w stronę wybrzeża, a gdy się tam znaleźliśmy, kazałam bestii się schować, a sama w postaci mewy nadleciałam w kierunku łodzi rybackiej, od której owe okrzyki docierały. Usiadłam na jej dziobie i nasłuchiwałam...
- Gdzie się rozbijemy, kapitanie? - spytał jeden, najwyraźniej jakiś przydupas.
Człowiek, który rzekomo był kapitanem, wyciągnął lunetę i zaczął obserwować daleko ciągnące się kamieniste wybrzeże Czarnych Wód, aż jego wzrok zatrzymał się na wysepkach aquasfery w oddali. Wyciągnął palec i wskazał ich kierunek.
- Tam dalej na wschodzie widzę jakieś mniejsze wysepki, tam wody są znacznie jaśniejsze niż tu, a brzeg tej głównej wyspy wydaje się wreszcie piaszczysty - stwierdził. - Machać tymi wiosłami! - zażądał.
Przydupas i jego dwóch innych kolegów zabrali się do roboty, a ja odleciałam poza zasięg ich wzroku. Dotarłam do skrytego między skałami smoka i już jako człowiek dosiadłam go.
- Ruszaj - kazałam mu, a on otrzepał się i ruszył z kopyta, potem w górę.
Do wieczora zajął nam lot do irisfery, skąd zgarnęłam Olirę, która usłyszawszy wieści ode mnie natychmiast dosiadła swoją Astrę i razem przez noc leciałyśmy na piaszczyste wybrzeża wodnej sfery.
Trafiłyśmy tam dopiero nad ranem, akurat na przywitanie wielce zaskoczonych rybaków. Zeskoczyłam z grzbietu czorta i ryknęłam na nich jako czarna puma.
- Czego tu chcecie?! - wykrzyknęła Olira, schodząc ze swojej smoczycy.
Mężczyźni kompletnie nie wiedzieli co na to powiedzieć i już chcieli się z krzykiem wycofywać, lecz Ar skutecznie zagrodził im drogę ucieczki. Wolnym, drapieżnym krokiem podeszłam do kapitana i stanęłam z nim twarzą w twarz, już jako człowiek.
- Moja przyjaciółka o coś spytała - napomniałam go. - Słyszałam jak mówiliście, że chcecie wydać tajemnicę o istnieniu wyspy ludziom. Zachwycaliście się, że będziecie bogaci, zostaniecie odkrywcami... więc czego tu chcecie?
Rybacy spojrzeli po sobie, zerknęli ukradkiem na śliniącego się nad ich głowami smoka, po czym kapitan odchrząknął, poprawił koszulkę i wyprostował się, jakby chciał zgrywać ważniaka.
- Trafiliśmy tu zupełnym przypadkiem i chcieliśmy zwiedzić tą wyspę - wytłumaczył się i już chciał kontynuować, lecz mu przerwałam.
- To nie muzeum ani park rozrywki. Albo zostajesz tutaj i chowasz tajemnicę o istnieniu wyspy, zostając tym samym Hodowcą smoków, albo odchodzisz i trzymasz dziób na kłódkę. Jeśli nas wydasz... będę zmuszona cię zabić - przy tych ostatnich słowach pod moim nosem pojawił się nikły uśmieszek, a Arbelial kłapnął zadowolony zębiskami, rozbryzgując wszędzie swoją ślinę.
Ludzie wzdrygnęli się i spojrzeli niepewnie na swego dowódcę, a on tylko uniósł się jeszcze wyżej nade mną.
- Żadna małolata z jakimś futrzastym potworem u boku nie będzie mi grozić śmiercią! - wypowiedział. - To ja jestem odkrywcą tej wyspy i to ja będę miał pieniądze z tego, że świat się o tym miejscu dowie!
- Uważaj na słowa! - ostrzegła go Oli. - Kiedy ona coś mówi w taki sposób, mówi to zupełnie na poważnie!
- Nie obchodzi mnie to, co mówi! Będę bogaty!
Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie między mną a czarcim smokiem. Arbelial wbił pazur jednego ze swych skrzydeł tuż obok kręgosłupa kapitana, przekręcił go tak, by chwycić za kręgi i szarpnął, ukazując światu cały rdzeń, który aż oderwał się od większości żeber. Krew ozdobiła piach, a smok zaczął bawić się ciałem jak marionetką, traktując wyrwany fragment szkieletu jako sznurek, za który ciągnął. Przerażona załoga w sporej mierze albo wymiotowała pod siebie, albo omdlała na sam widok. Olira z Astrą odwracały wzrok, co by nie patrzeć na to krwawe przedstawienie. Ja spojrzałam na to obojętnie, przyzwyczajona do widoku rozszarpywanych żywcem przez niego kóz, po czym zwróciłam się do jedynego przytomnego mężczyzny, i tak będącego w silnym szoku.
- Potraktujcie to jako przestrogę. Teraz, natychmiast się stąd wynoście!
Facet bez słowa, omamiony paniką, zaciągnął swoich na wpół przytomnych kolegów i wrzucił ich do łodzi, następnie sam zaczął wiosłować jak szalony, byle by tylko się stąd zabrać. Ar widząc to przestał się bawić ciałem i posmutniał, wydając przy tym jęki i pomruki niezadowolenia. Westchnęłam zarzenowana.
- Arbuś, skarbie, już masz jedną ludzką ofiarę, tyle ci wystarczy - przysłodziłam mu i poklepałam po szyi.
- Zgodzę się... - stęknęła Olira, bardzo obrzydzona zachowaniem mojego smoka.
- Leć już do domu, niech nie męczy cię ten widok - poleciłam jej troskliwie. - Ja się tym wszystkim zajmę...
Oli z Astrą odleciały, a ja z Arbelialem polecieliśmy z powrotem do domu, zabierając ze sobą zwłoki kapitana w jego pysku. Po powrocie bezpośrednio padłam na łóżko, nie zwracając uwagi na chrupanie kości i mlaskanie zaraz za ścianą...
- Gdzie się rozbijemy, kapitanie? - spytał jeden, najwyraźniej jakiś przydupas.
Człowiek, który rzekomo był kapitanem, wyciągnął lunetę i zaczął obserwować daleko ciągnące się kamieniste wybrzeże Czarnych Wód, aż jego wzrok zatrzymał się na wysepkach aquasfery w oddali. Wyciągnął palec i wskazał ich kierunek.
- Tam dalej na wschodzie widzę jakieś mniejsze wysepki, tam wody są znacznie jaśniejsze niż tu, a brzeg tej głównej wyspy wydaje się wreszcie piaszczysty - stwierdził. - Machać tymi wiosłami! - zażądał.
Przydupas i jego dwóch innych kolegów zabrali się do roboty, a ja odleciałam poza zasięg ich wzroku. Dotarłam do skrytego między skałami smoka i już jako człowiek dosiadłam go.
- Ruszaj - kazałam mu, a on otrzepał się i ruszył z kopyta, potem w górę.
Do wieczora zajął nam lot do irisfery, skąd zgarnęłam Olirę, która usłyszawszy wieści ode mnie natychmiast dosiadła swoją Astrę i razem przez noc leciałyśmy na piaszczyste wybrzeża wodnej sfery.
Trafiłyśmy tam dopiero nad ranem, akurat na przywitanie wielce zaskoczonych rybaków. Zeskoczyłam z grzbietu czorta i ryknęłam na nich jako czarna puma.
- Czego tu chcecie?! - wykrzyknęła Olira, schodząc ze swojej smoczycy.
Mężczyźni kompletnie nie wiedzieli co na to powiedzieć i już chcieli się z krzykiem wycofywać, lecz Ar skutecznie zagrodził im drogę ucieczki. Wolnym, drapieżnym krokiem podeszłam do kapitana i stanęłam z nim twarzą w twarz, już jako człowiek.
- Moja przyjaciółka o coś spytała - napomniałam go. - Słyszałam jak mówiliście, że chcecie wydać tajemnicę o istnieniu wyspy ludziom. Zachwycaliście się, że będziecie bogaci, zostaniecie odkrywcami... więc czego tu chcecie?
Rybacy spojrzeli po sobie, zerknęli ukradkiem na śliniącego się nad ich głowami smoka, po czym kapitan odchrząknął, poprawił koszulkę i wyprostował się, jakby chciał zgrywać ważniaka.
- Trafiliśmy tu zupełnym przypadkiem i chcieliśmy zwiedzić tą wyspę - wytłumaczył się i już chciał kontynuować, lecz mu przerwałam.
- To nie muzeum ani park rozrywki. Albo zostajesz tutaj i chowasz tajemnicę o istnieniu wyspy, zostając tym samym Hodowcą smoków, albo odchodzisz i trzymasz dziób na kłódkę. Jeśli nas wydasz... będę zmuszona cię zabić - przy tych ostatnich słowach pod moim nosem pojawił się nikły uśmieszek, a Arbelial kłapnął zadowolony zębiskami, rozbryzgując wszędzie swoją ślinę.
Ludzie wzdrygnęli się i spojrzeli niepewnie na swego dowódcę, a on tylko uniósł się jeszcze wyżej nade mną.
- Żadna małolata z jakimś futrzastym potworem u boku nie będzie mi grozić śmiercią! - wypowiedział. - To ja jestem odkrywcą tej wyspy i to ja będę miał pieniądze z tego, że świat się o tym miejscu dowie!
- Uważaj na słowa! - ostrzegła go Oli. - Kiedy ona coś mówi w taki sposób, mówi to zupełnie na poważnie!
- Nie obchodzi mnie to, co mówi! Będę bogaty!
Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie między mną a czarcim smokiem. Arbelial wbił pazur jednego ze swych skrzydeł tuż obok kręgosłupa kapitana, przekręcił go tak, by chwycić za kręgi i szarpnął, ukazując światu cały rdzeń, który aż oderwał się od większości żeber. Krew ozdobiła piach, a smok zaczął bawić się ciałem jak marionetką, traktując wyrwany fragment szkieletu jako sznurek, za który ciągnął. Przerażona załoga w sporej mierze albo wymiotowała pod siebie, albo omdlała na sam widok. Olira z Astrą odwracały wzrok, co by nie patrzeć na to krwawe przedstawienie. Ja spojrzałam na to obojętnie, przyzwyczajona do widoku rozszarpywanych żywcem przez niego kóz, po czym zwróciłam się do jedynego przytomnego mężczyzny, i tak będącego w silnym szoku.
- Potraktujcie to jako przestrogę. Teraz, natychmiast się stąd wynoście!
Facet bez słowa, omamiony paniką, zaciągnął swoich na wpół przytomnych kolegów i wrzucił ich do łodzi, następnie sam zaczął wiosłować jak szalony, byle by tylko się stąd zabrać. Ar widząc to przestał się bawić ciałem i posmutniał, wydając przy tym jęki i pomruki niezadowolenia. Westchnęłam zarzenowana.
- Arbuś, skarbie, już masz jedną ludzką ofiarę, tyle ci wystarczy - przysłodziłam mu i poklepałam po szyi.
- Zgodzę się... - stęknęła Olira, bardzo obrzydzona zachowaniem mojego smoka.
- Leć już do domu, niech nie męczy cię ten widok - poleciłam jej troskliwie. - Ja się tym wszystkim zajmę...
Oli z Astrą odleciały, a ja z Arbelialem polecieliśmy z powrotem do domu, zabierając ze sobą zwłoki kapitana w jego pysku. Po powrocie bezpośrednio padłam na łóżko, nie zwracając uwagi na chrupanie kości i mlaskanie zaraz za ścianą...
W skrócie.
Ja i Arbelial nakryliśmy rybaków na tym, jak chcieli wzbogacić się na wydaniu naszej wyspy. Razem z Olirą i jej smoczycą przeprowadziliśmy rozmowę z kapitanem łodzi, lecz był uparty przy swoim zamiarze, więc dostał... lekcję. Bardziej jednak odbiło się to na jego kompanach, którzy uciekli gdzie pieprz rośnie. Obawiamy się jednak, że może to się źle skończyć... Miejcie się na baczności.
Kamaiji i Olira
niedziela, 17 lipca 2016
RP Leo: wykonywanie prac
Farma Terraagricola:
Od razu jak się obudziłem w objęciach Kier, zerwałem się i ruszyłem do pracy. Wypieliłem grządki, sprawdziłem kłosy zbóż i zebrałem nasiona, które jeszcze niedawno były niedojrzałe. Podlałem wszystko i poszedłem trenować wciąż zazdrosną i niemrawą Dolores.
(5pkt. doświadczenia)
Trener:
Właścicielka Sabbe przyszła ze swoim smokiem i poprosiła o trening magiczny. Stwierdziłem, że najłatwiejszą i najbardziej podstawową do wyuczenia umiejętnością będzie oddech śmierci, więc właśnie tego go nauczyłem. Szło opornie, ale w końcu wyszlo i smok był bardzo zadowolony. Po wytrenowaniu Sabbe zacząłem szkolić Dolores. Tym razem skakała i latała przez obręcze. Nabrała przez to trochę zwinności w swoich ruchach.
(8pkt. doświadczenia)
Grabarz:
Ostatnia tragedia i śmierć dwóch smoków przysporzyła mi trochę obowiązków. Wykopałem dwa głębokie doły w niesamowicie miękkiej i gumowatej ziemi oraz wykonałem trumny z drewna, które uzyskałem z drzew rosnących koło mojej farmy. Wbiłem ostatnie gwoździe i doczekałem się do ceremonii pogrzebowej. Wszyscy Hodowcy się pojawili, ubrani w czerń, wszyscy w żałobie. Olira i Kamaiji przyniosły smoki zawinięte w płótna i włożyły je do trumien. Zamknąłem je i zabiłem gwoździami, po czym z pomocą lin zakończonych hakami i kołowrotów, spuściłem je pojedynczo do dziur. Następnie wszyscy powrzucali kwiaty na wieka trumien i rzucili po garści ziemi. Kiedy wszystko się skończyło, zacząłem zakopywać ciała. Następnie wbiłem płyty nagrobne i wypisałem imiona smoków na nich. Po skończonej pracy, położyłem własne bukiety kwiatów i pomodliłem się za dwie nowe smocze dusze. Niech spoczywają w pokoju...
(15pkt. doświadczenia)
Łączna suma: 28pkt.
Od razu jak się obudziłem w objęciach Kier, zerwałem się i ruszyłem do pracy. Wypieliłem grządki, sprawdziłem kłosy zbóż i zebrałem nasiona, które jeszcze niedawno były niedojrzałe. Podlałem wszystko i poszedłem trenować wciąż zazdrosną i niemrawą Dolores.
(5pkt. doświadczenia)
Trener:
Właścicielka Sabbe przyszła ze swoim smokiem i poprosiła o trening magiczny. Stwierdziłem, że najłatwiejszą i najbardziej podstawową do wyuczenia umiejętnością będzie oddech śmierci, więc właśnie tego go nauczyłem. Szło opornie, ale w końcu wyszlo i smok był bardzo zadowolony. Po wytrenowaniu Sabbe zacząłem szkolić Dolores. Tym razem skakała i latała przez obręcze. Nabrała przez to trochę zwinności w swoich ruchach.
(8pkt. doświadczenia)
Grabarz:
Ostatnia tragedia i śmierć dwóch smoków przysporzyła mi trochę obowiązków. Wykopałem dwa głębokie doły w niesamowicie miękkiej i gumowatej ziemi oraz wykonałem trumny z drewna, które uzyskałem z drzew rosnących koło mojej farmy. Wbiłem ostatnie gwoździe i doczekałem się do ceremonii pogrzebowej. Wszyscy Hodowcy się pojawili, ubrani w czerń, wszyscy w żałobie. Olira i Kamaiji przyniosły smoki zawinięte w płótna i włożyły je do trumien. Zamknąłem je i zabiłem gwoździami, po czym z pomocą lin zakończonych hakami i kołowrotów, spuściłem je pojedynczo do dziur. Następnie wszyscy powrzucali kwiaty na wieka trumien i rzucili po garści ziemi. Kiedy wszystko się skończyło, zacząłem zakopywać ciała. Następnie wbiłem płyty nagrobne i wypisałem imiona smoków na nich. Po skończonej pracy, położyłem własne bukiety kwiatów i pomodliłem się za dwie nowe smocze dusze. Niech spoczywają w pokoju...
(15pkt. doświadczenia)
Łączna suma: 28pkt.
RP: Leo do Kier
W trakcie tej długiej rozmowy ilość kufli rosła koło nas. Już przyjemnie szumiało mi w głowie, gdy zorientowałem się, że z Kier nie jest najlepiej. Była zupełnie pijana. Smoki za to wyglądały tak, jakby już koniecznie chciały wrócić do swych leży.
- Chyba pora wracać - wybełkotałem, a Kier tylko przytaknęła i padła twarzą na blat stołu.
Jako że trzymałem się trochę lepiej, wziąłem ją pod ramię, opłaciłem cały rachunek za piwa i ruszyliśmy ze smokami u boku. Sam ledwo się trzymałem, a z dodatkowym balastem szło się jeszcze trudniej. Zygzak, jaki zataczaliśmy, był tak szeroki, że trudno byłoby to przeliczyć w metrach. Wreszcie dotarliśmy na moją farmę, gdzie nogi porwały nas do stodoły, w której trzymałem tylko ususzone siano, a miałem zamiar kiedyś wprowadzić tam konie. Położyłem gdzieś na sianie Kier i sam padłem obok niej i momentalnie zasnąłem.
Rano obudziłem się pierwszy, przytulony do Kier. Heva leżał nad naszymi głowami zwinięty w kłębek, a zazdrosna Dolores stała w drzwiach od stodoły. Zerwałem się z miejsca budząc towarzyszkę i jej smoka przypadkiem, po czym postanowiłem zająć się farmą.
<Kier?>
- Chyba pora wracać - wybełkotałem, a Kier tylko przytaknęła i padła twarzą na blat stołu.
Jako że trzymałem się trochę lepiej, wziąłem ją pod ramię, opłaciłem cały rachunek za piwa i ruszyliśmy ze smokami u boku. Sam ledwo się trzymałem, a z dodatkowym balastem szło się jeszcze trudniej. Zygzak, jaki zataczaliśmy, był tak szeroki, że trudno byłoby to przeliczyć w metrach. Wreszcie dotarliśmy na moją farmę, gdzie nogi porwały nas do stodoły, w której trzymałem tylko ususzone siano, a miałem zamiar kiedyś wprowadzić tam konie. Położyłem gdzieś na sianie Kier i sam padłem obok niej i momentalnie zasnąłem.
Rano obudziłem się pierwszy, przytulony do Kier. Heva leżał nad naszymi głowami zwinięty w kłębek, a zazdrosna Dolores stała w drzwiach od stodoły. Zerwałem się z miejsca budząc towarzyszkę i jej smoka przypadkiem, po czym postanowiłem zająć się farmą.
<Kier?>
czwartek, 14 lipca 2016
RP: Kier do Leo
- Hmm, zastanówmy się, może pójdziemy do jakiejś karczmy się napić zimnego piwa miodowego?
- Jasne, będę zaszczycony, madam - uśmiechnął się szelmowsko, za co wrzuciłam go do strumienia, przy którym siedzieliśmy. Po chwili również znalazłam się w nim. Cali przemoczeni wyleźliśmy z wody i otrzepaliśmy się z kropelek wody, po czym pobiegliśmy do karczmy. Gdy tam dotarliśmy, usiedliśmy przed kominkiem z piwkiem i gadaliśmy do późnej nocy o wszystkim i o niczym. A smoki zażenowane patrzyły na swoich właścicieli...
<Leo?>
Sabbe - smok Persii
Imię: Sabbe
Płeć: samiec
Wiek: pisklę
Właściciel: Persia
Domena: smok śmierci
Rasa: smok kostuszy
Sfera: niższa
Poziom: 0
Doświadczenie: 15/100
Charakter: Smoki kostuszy w głównej mierze uchodzą za bardzo poważne zwierzęta. Uwielbiaję gnębić innych, starając się przy tym oczywiście nie tylko zniszczyć ich psychicznie co fizycznie. Sabbe tuż po wykluciu powitał świat silnym, mrocznie śmiejącym się rykiem. Miejsce gdzie opuścił skorupkę jaja przepełniło się nagle lekką mgłą, a ptaki ćwierkające w pobliżu zaczęły padać martwe i zimne. Persia ukryła pod sznurowaną bluzką sztylet wrazie gdyby musiała działać... Jednak wzrok zarówno smoka jak i jej spotkał się przez przypadek. Wtedy wytworzyła się między nimi silna więź.
Sabbe jest typowym smokien śmierci. Nie odżywia się padliną lecz sam zabija zdobycz i bawi się jej zwłokami pozorując czar nekromancji. Wykazuje się, tak jak swoja pani, dużą wiedzą na temat roślin i składników potrzebnych do realizacji alchemicznych mikstur i proszków. Sabbe jest agresywny w stosunku do innych Hodowców, dobrze natomiast dogaduje się z innymi smokami, które niekoniecznie go tolerują ze względu na jego siłę i dosyć brutalne i mroczne sposoby zabawy. Bardzo lubi bawić się kryształami zbieranymi przez Persię (swoje składniki zostawia ona przy legowisku smoka, do którego przez jego zachowanie, nie waży zbliżyć się żadna żywa dusza) i ozdabiać nimi części zjedzonych przez siebie zwierząt. Jego ulubioną czynnością jest gonitwa za wszelkimi żywymi stworzeniami i straszenie ich. Czuje lęk widząc czerwone mrówki bądź biedronki. Im bardziej staje się jednak starszy jego temperament gaśnie i staje się inteligentniejszy i bardziej błyskotliwy. Persia dużo na niego krzyczy i narzeka, co w głębi czarnego serca smoka przejawia się na jego rozczarowanie. Bardzo chciałby być przez nią... kochany ale także szanowany. Kiedy Sabbe się złości głośno warczy i ryczy, a z jego gardzieli wydobywa się trucizna.
Statystyki:
- siła [9]
- zwinność [5]
- szybkość [5]
- witalność [10+1 ]
- wytrzymałość [10]
- magia [7]
- odporność magiczna [5]
Ataki:
- zwykłe [ugryzienie, zatrucie]
- magiczne [oddech śmierci]
Artefakty: incididunt
- siła [9]
- zwinność [5]
- szybkość [5]
- witalność [10
- wytrzymałość [10]
- magia [7]
- odporność magiczna [5]
Ataki:
- zwykłe [ugryzienie, zatrucie]
- magiczne [oddech śmierci]
Artefakty: incididunt
POD OPIEKĄ ADMINISTRACJI
środa, 13 lipca 2016
Nowa Hodowczyni - Persia
Autorstwo: lushmindawolf
Imię: Persia [i czytane jako i - nie długie ii ani nie j] z Blush Fire Rose
Płeć: nie waż się pomylić ją z kotem; kocica.
Wiek: Piękna, dwudziestoletnia khajiitka urodzona pewnego słonecznie wietrznego dnia we wiosnę.
Rasa: Khajiit, czyli po człowieczemu kotołak.
Charakter: Piękna zielonooka kotka, wydaje się na pierwszy rzut oka niemal idealnym stworzeniem. Czarujący uśmiech niczym zaczarowany nie schodzi z jej łagodnego brązowo-kremowego pyszczka. W rzeczywistości, ze swoją miłą naturą dobrze wygląda tylko na zdjęciu... Khajiitka jest bardzo małomówną istotą. Odzywa się sporadycznie wtedy, kiedy rzeczywiście musi, ale często rozmawia sama ze sobą w smoczym języku. Oczywiście, jak każdy rodowity kotołak, zdarza się jej wypowiadać o sobie w trzeciej osobie. Jest to głęboko zakorzenione w tradycji rodowej khajiitów, gdyż jako felidae posiadają spore potomstwo (dlatego "ja" u nas nie istnieje, jest tylko "my"). Nie znajdziesz u niej też ani kropli poczucia humoru (no chyba, że tego grobowego). Mimo wielkiej niechęci do otaczającego ją świata, potrafi dać dobrą radę i nawet spróbować pocieszyć. Nie jest jednak naiwna i zazwyczaj przed daniem komuś życiowej mądrości poprosi o natychmiastowe zapewnienie o oddaniu przysługi. Jako alchemiczka może zarządać swoimi wszechstronnymi usługami skomplikowanych składników, których sama zdobyć nie potrafi (na przykład części podwodnych roślin, które mieszkają i rosną tylko głęboko pod wodą). Posiada dosyć sporą wiedzę na temat roślin, kryształów i innych składników potrzebnych przy wytwarzaniu mikstur, dlatego powszechnie jest z tego znana.
Profesja: Alchemik i równocześnie nauczycielka smoczej mowy. Jednak ten drugi zawód pełni dość niechętnie z uwagi na wzmożoną małomówność oraz (zanikającą bardzo powoli) niechęć do smoków.
Gildia: Moriahomicida, adept
Poziom: 1
Doświadczenie: 0/100
Historia: Urodziła się w khajiit'ckiej wiosce graniczącej z gorącą pustynią i górami pokrytymi bogato lasem deszczowym. Jej ojciec był szaro-burym khajitem zajmującym się hodowlą gryfów, które słynęły ze swojej determinacji i niczym gołębie pocztowe przesysłały od miasta do miasta wszelkiej maści listy i paczki. Matka Persii była szanowaną zielarką, całą swoją wiedzę młoda kotołaczka zawdzięcza właśnie tej rudej kocicy, po której też odziedziczyła cały wygląd, oprócz zielonych oczu po ojcu. Miała piątkę rodzeństwa, była czwartym dzieckiem, posiadała trzech braci i jedną najstarszą siostrę. Persia już jako kociak pokochała skrzydlate gryfy. Miała także swojego najlepszego przyjaciela, który był właśnie tym kocio-orłowatym zwierzakiem. Malfurion był pięknym szpononogim stworzeniem o sokolich piórach, dziobie, oczach i szponach, a tygrysich łapach, ogonie i torsie. Cechowała go nie tylko niezwykła zwinność, ale także zadziwiająca, jak na gryfy, siła. Kiedy Persia miała lat dziewiętnaście, postanowiła wyruszyć w świat wraz ze swoim kompanem. Zaprzęgła więc Malfuriona w gryfi sprzęt lotniczy i wyruszyli. Ich pierwszym postojem stała się granica Ignisfery. Persię obudził wtedy donośny ryk jej przyjaciela. Szybko wstała ze swego prowizorycznego łoża i odruchowo dobyła miecz. Malfurion jeżył się i skrzeczał ryczącym głosem w stronę wielkiego czerwonego stworzenia. Jego gadzi pysk i oczy wyłoniły się po chwili z mroku odsłaniając rząd wspaniałych zębisk. Gryf dzielnie stanął w obronie towarzyszki i szybko wzbił się w powietrze, co chwilę nurkując na rozwścieczonego smoka. Ten jednak nie pozostał dłużny i zanim Persia zadała mu cios mieczem, pochwycił jej łapę w swoją szczęke. Szczęśliwie dla kotki, jej kończyna trafiła w szparę między dwoma zębami, więc ramię zostało tylko poharatane (smocza ślina wdarła się do jej krwioobiegu, dlatego teraz rozumie smoki, trochę nieprawdapodobne, ale czerwony smok, ktory ich zaatakował, był zwierzęciem nasączonym magią). Malfurion zanurkował w stronę gada i wydziobał mu oko. Smok uniósł łeb do góry równocześnie puszczając Persię, która krzyczała do gryfa, aby zostawił smoka w spokoju. Ptasi móżdżek hybrydy oraz jego nadzwyczajna duma jednak na to nie pozwoliła i po serii beczek i korkociągów w powietrzu, uciekając przed skrzydlatym smokiem, gryf skręcił w złą stronę i gad pochwycił jego skrzydło w paszczę. Persia widziała jak jej kompan jest niemal żywcem pożerany. Po szybkiej uczcie smok przystąpił do poszukiwania swojej pierwszej ofiary, ale ciemność sprawiła, że jedno oko nie wystarczyło mu żeby dojrzeć ukrywającą się w swoim łożu kotkę. Odleciał szybko nadal zawodząc nad straconą gałką. Od tej pory strach przed smokami zniknął, a pojawiła się nienawiść. Persia poprzysiągła zemstę za przyjaciela. Przez rok szukała smoków, by na nich mścić swoje złamane serce. Pewnego razu znalazła jajo. Niewiadomego pochodzenia, leżało pod krzakami na stercie ostrych kamieni. Przypadek chciał, by wraz z nim trafiła na Wyspę Hodowli, gdzie powiedziano jej, że jest to jajo smoka. Jak najszybciej chciała uciec z wyspy, zostawiając dziecko oprawców swojego przyjaciela, jednak przewodniczące przekonały ją do pozostania na tym terenie do wyklucia smoka. Na wyspie znalazła spore ilości wszelakich składników alchemicznych, dlatego sama znalazła pretekst do chwilowego zostania na tym lądzie. Oczywiście w tym czasie szeroko omijała wszelkie gadzie pyski, które tu mieszkały. Czyżby przywódczynie hodowli wiedziały, że smok, który się wykluje przywiąże się do swej pani? Kto wie...
Statystyki:
- siła [6]
- zwinność [10]
- szybkość [7]
- witalność [6]
- wytrzymałość [7]
- magia [5]
- odporność magiczna [9]
Smoki: Sabbe
Towarzysze: brak
Przedmioty: niebieski kwiat Mondiris, żółty kwiat Mondiris, odłamek skały (x5), róg narwala, niebieskie grzyby (x3)
Wiek: Piękna, dwudziestoletnia khajiitka urodzona pewnego słonecznie wietrznego dnia we wiosnę.
Rasa: Khajiit, czyli po człowieczemu kotołak.
Charakter: Piękna zielonooka kotka, wydaje się na pierwszy rzut oka niemal idealnym stworzeniem. Czarujący uśmiech niczym zaczarowany nie schodzi z jej łagodnego brązowo-kremowego pyszczka. W rzeczywistości, ze swoją miłą naturą dobrze wygląda tylko na zdjęciu... Khajiitka jest bardzo małomówną istotą. Odzywa się sporadycznie wtedy, kiedy rzeczywiście musi, ale często rozmawia sama ze sobą w smoczym języku. Oczywiście, jak każdy rodowity kotołak, zdarza się jej wypowiadać o sobie w trzeciej osobie. Jest to głęboko zakorzenione w tradycji rodowej khajiitów, gdyż jako felidae posiadają spore potomstwo (dlatego "ja" u nas nie istnieje, jest tylko "my"). Nie znajdziesz u niej też ani kropli poczucia humoru (no chyba, że tego grobowego). Mimo wielkiej niechęci do otaczającego ją świata, potrafi dać dobrą radę i nawet spróbować pocieszyć. Nie jest jednak naiwna i zazwyczaj przed daniem komuś życiowej mądrości poprosi o natychmiastowe zapewnienie o oddaniu przysługi. Jako alchemiczka może zarządać swoimi wszechstronnymi usługami skomplikowanych składników, których sama zdobyć nie potrafi (na przykład części podwodnych roślin, które mieszkają i rosną tylko głęboko pod wodą). Posiada dosyć sporą wiedzę na temat roślin, kryształów i innych składników potrzebnych przy wytwarzaniu mikstur, dlatego powszechnie jest z tego znana.
Profesja: Alchemik i równocześnie nauczycielka smoczej mowy. Jednak ten drugi zawód pełni dość niechętnie z uwagi na wzmożoną małomówność oraz (zanikającą bardzo powoli) niechęć do smoków.
Gildia: Moriahomicida, adept
Poziom: 1
Doświadczenie: 0/100
Historia: Urodziła się w khajiit'ckiej wiosce graniczącej z gorącą pustynią i górami pokrytymi bogato lasem deszczowym. Jej ojciec był szaro-burym khajitem zajmującym się hodowlą gryfów, które słynęły ze swojej determinacji i niczym gołębie pocztowe przesysłały od miasta do miasta wszelkiej maści listy i paczki. Matka Persii była szanowaną zielarką, całą swoją wiedzę młoda kotołaczka zawdzięcza właśnie tej rudej kocicy, po której też odziedziczyła cały wygląd, oprócz zielonych oczu po ojcu. Miała piątkę rodzeństwa, była czwartym dzieckiem, posiadała trzech braci i jedną najstarszą siostrę. Persia już jako kociak pokochała skrzydlate gryfy. Miała także swojego najlepszego przyjaciela, który był właśnie tym kocio-orłowatym zwierzakiem. Malfurion był pięknym szpononogim stworzeniem o sokolich piórach, dziobie, oczach i szponach, a tygrysich łapach, ogonie i torsie. Cechowała go nie tylko niezwykła zwinność, ale także zadziwiająca, jak na gryfy, siła. Kiedy Persia miała lat dziewiętnaście, postanowiła wyruszyć w świat wraz ze swoim kompanem. Zaprzęgła więc Malfuriona w gryfi sprzęt lotniczy i wyruszyli. Ich pierwszym postojem stała się granica Ignisfery. Persię obudził wtedy donośny ryk jej przyjaciela. Szybko wstała ze swego prowizorycznego łoża i odruchowo dobyła miecz. Malfurion jeżył się i skrzeczał ryczącym głosem w stronę wielkiego czerwonego stworzenia. Jego gadzi pysk i oczy wyłoniły się po chwili z mroku odsłaniając rząd wspaniałych zębisk. Gryf dzielnie stanął w obronie towarzyszki i szybko wzbił się w powietrze, co chwilę nurkując na rozwścieczonego smoka. Ten jednak nie pozostał dłużny i zanim Persia zadała mu cios mieczem, pochwycił jej łapę w swoją szczęke. Szczęśliwie dla kotki, jej kończyna trafiła w szparę między dwoma zębami, więc ramię zostało tylko poharatane (smocza ślina wdarła się do jej krwioobiegu, dlatego teraz rozumie smoki, trochę nieprawdapodobne, ale czerwony smok, ktory ich zaatakował, był zwierzęciem nasączonym magią). Malfurion zanurkował w stronę gada i wydziobał mu oko. Smok uniósł łeb do góry równocześnie puszczając Persię, która krzyczała do gryfa, aby zostawił smoka w spokoju. Ptasi móżdżek hybrydy oraz jego nadzwyczajna duma jednak na to nie pozwoliła i po serii beczek i korkociągów w powietrzu, uciekając przed skrzydlatym smokiem, gryf skręcił w złą stronę i gad pochwycił jego skrzydło w paszczę. Persia widziała jak jej kompan jest niemal żywcem pożerany. Po szybkiej uczcie smok przystąpił do poszukiwania swojej pierwszej ofiary, ale ciemność sprawiła, że jedno oko nie wystarczyło mu żeby dojrzeć ukrywającą się w swoim łożu kotkę. Odleciał szybko nadal zawodząc nad straconą gałką. Od tej pory strach przed smokami zniknął, a pojawiła się nienawiść. Persia poprzysiągła zemstę za przyjaciela. Przez rok szukała smoków, by na nich mścić swoje złamane serce. Pewnego razu znalazła jajo. Niewiadomego pochodzenia, leżało pod krzakami na stercie ostrych kamieni. Przypadek chciał, by wraz z nim trafiła na Wyspę Hodowli, gdzie powiedziano jej, że jest to jajo smoka. Jak najszybciej chciała uciec z wyspy, zostawiając dziecko oprawców swojego przyjaciela, jednak przewodniczące przekonały ją do pozostania na tym terenie do wyklucia smoka. Na wyspie znalazła spore ilości wszelakich składników alchemicznych, dlatego sama znalazła pretekst do chwilowego zostania na tym lądzie. Oczywiście w tym czasie szeroko omijała wszelkie gadzie pyski, które tu mieszkały. Czyżby przywódczynie hodowli wiedziały, że smok, który się wykluje przywiąże się do swej pani? Kto wie...
Statystyki:
- siła [6]
- zwinność [10]
- szybkość [7]
- witalność [6]
- wytrzymałość [7]
- magia [5]
- odporność magiczna [9]
Smoki: Sabbe
Towarzysze: brak
Przedmioty: niebieski kwiat Mondiris, żółty kwiat Mondiris, odłamek skały (x5), róg narwala, niebieskie grzyby (x3)
poniedziałek, 11 lipca 2016
Ogłoszenie
Ze smutkiem ogłaszamy, że Kollyo i Kaio poumierali z głodu. Eranwel oraz ekipa Slyboots_Pengui zostają wygnani na miesiąc z Hodowli, a ich smoki zostaną niedługo pogrzebane.
W związku z tym pogrzeb obydwu smoków odbędzie się 20 lipca, więc do tego czasu należy napisać opowiadania z tym związane.
Sceneria:
Moriasfera, a dokładniej jej obrzeże, na które mimo wszystko każdy smok ma dostęp bez względu na swoją domenę. Obok dwóch nagrobków, Kerubina oraz Asbiel, wykopane zostały dwa doły. Pozostałe przy życiu smoki ze smutkiem patrzą, jak Kamaiji i Olira niosą martwe, wychudzone, owinięte nasączonym olejkami materiałem maluchy na rękach, bez ich właścicieli w pobliżu. Na przeciwko wykopanych dołów stoją dwie otwarte trumny, do których Kaio i Kollyo zostają złożeni. Na pysku Arbeliala maluje się wściekłość, Astra nie jest w stanie patrzeć...
W związku z tym pogrzeb obydwu smoków odbędzie się 20 lipca, więc do tego czasu należy napisać opowiadania z tym związane.
Sceneria:
Moriasfera, a dokładniej jej obrzeże, na które mimo wszystko każdy smok ma dostęp bez względu na swoją domenę. Obok dwóch nagrobków, Kerubina oraz Asbiel, wykopane zostały dwa doły. Pozostałe przy życiu smoki ze smutkiem patrzą, jak Kamaiji i Olira niosą martwe, wychudzone, owinięte nasączonym olejkami materiałem maluchy na rękach, bez ich właścicieli w pobliżu. Na przeciwko wykopanych dołów stoją dwie otwarte trumny, do których Kaio i Kollyo zostają złożeni. Na pysku Arbeliala maluje się wściekłość, Astra nie jest w stanie patrzeć...
Oczekujemy przyjścia,
Olira i Kamaiji
piątek, 8 lipca 2016
RP: Leo do Kier
- Dziękuję za chęć pomocy, ale w sumie to już skończyłem pracę na dziś - podrapałem się po potylicy z niezręcznym uśmiechem. - Ale za to możemy się przejść. Terrasfera jest ładnym miejscem na spacer.
- No dobrze - Kier uśmiechnęła się do mnie szczerze.
Poszliśmy więc terrasferą i zachwycaliśmy się widokiem gór i lasów. Nasze smoki nie szczególnie za sobą przepadały, ale jakoś ze sobą wytrzymywały.
- Ciekawe dlaczego nie chcą się bawić ze sobą - zastanawiała się Kier.
- Spojrzę na koło domen - odparłem i wyciągnąłem swój notatnik, w którym miałem wszystkie niezbędne informacje. Okazało się, że powietrze nie lubi się z ogniem. - Tak jak myślałem, mają sprzeczne domeny - stwierdziłem.
- A to szkoda! - westchnęła Kier zmartwiona. - Myślałam, że przynajmniej się polubią...
- No niestety - posmutniałem razem z nią.
Później postanowiliśmy usiąść przy jakimś strumieniu, by dać nogom odpocząć. Dolores trzymała się z dala od wody, podczas gdy Heva od razu do niej wskoczył i zaczął się pluskać. Przypomniała mi się moja klacz o tym samym imieniu co mój smok, która również do wody podchodziła tylko wtedy, kiedy była ona w poidle. Nienawidziła kąpieli... ani biegów przełajowych.
Po dłuższym czasie spytałem:
- To co robimy teraz?
<Kier?>
- No dobrze - Kier uśmiechnęła się do mnie szczerze.
Poszliśmy więc terrasferą i zachwycaliśmy się widokiem gór i lasów. Nasze smoki nie szczególnie za sobą przepadały, ale jakoś ze sobą wytrzymywały.
- Ciekawe dlaczego nie chcą się bawić ze sobą - zastanawiała się Kier.
- Spojrzę na koło domen - odparłem i wyciągnąłem swój notatnik, w którym miałem wszystkie niezbędne informacje. Okazało się, że powietrze nie lubi się z ogniem. - Tak jak myślałem, mają sprzeczne domeny - stwierdziłem.
- A to szkoda! - westchnęła Kier zmartwiona. - Myślałam, że przynajmniej się polubią...
- No niestety - posmutniałem razem z nią.
Później postanowiliśmy usiąść przy jakimś strumieniu, by dać nogom odpocząć. Dolores trzymała się z dala od wody, podczas gdy Heva od razu do niej wskoczył i zaczął się pluskać. Przypomniała mi się moja klacz o tym samym imieniu co mój smok, która również do wody podchodziła tylko wtedy, kiedy była ona w poidle. Nienawidziła kąpieli... ani biegów przełajowych.
Po dłuższym czasie spytałem:
- To co robimy teraz?
<Kier?>
środa, 6 lipca 2016
RP: Kier do Leo
- Hej, nazywam się Kier, a ty... na pewno jesteś Leo? Właściciel tej farmy... - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Tak, to ja - podaliśmy sobie ręce i zapytałam:
- Hej, może ci pomóc? Nie znam się na botanice, ale coś tam ogarniam, a w tym czasie Dolores i Heva się poznają i pobawią - uśmiechnęłam się lekko.
RP Olira: wykonywanie prac
Nauczyciel smoczej mowy:
RP Leo: wykonywanie prac
Farma Terraagricola:
Obejrzałem całe pole zboża, ale jeszcze nic nie było gotowe do zbiorów. Ziemia była mokra, nic nie trzeba było podlewać, więc posypałem tylko wszystko nawozem i było w porządku.
(5pkt. doświadczenia)
Trener:
Nauczyłem Dolores kilku sztuczek. Potrafi teraz chodzić na przednich łapach i ryczeć na zawołanie. Kamaiji nie potrafiła poradzić sobie z agresją swojego smoka i dałem jej kilka wskazówek, żeby go uspokajać. Niestety, nie przyniosły pierwsze rady efektów, ale za to podałem Hodowczyni kilka liści melisy ze swojej farmy, żeby wyłożyła nimi gniazdo Arbeliala i to pozwoliło przejąć nad nim większą kontrolę. Dzięki temu wszelkie poprzednie rady przyniosły skutek.
(10pkt. doświadczenia)
Grabarz:
Wysprzątałem groby Asbiel i Kerubina. Położyłem nowe kwiaty i pomodliłem się w duchu za ich dusze. Niech spoczywają w pokoju...
(5pkt. doświadczenia)
Łączna suma: 20pkt.
Obejrzałem całe pole zboża, ale jeszcze nic nie było gotowe do zbiorów. Ziemia była mokra, nic nie trzeba było podlewać, więc posypałem tylko wszystko nawozem i było w porządku.
(5pkt. doświadczenia)
Trener:
Nauczyłem Dolores kilku sztuczek. Potrafi teraz chodzić na przednich łapach i ryczeć na zawołanie. Kamaiji nie potrafiła poradzić sobie z agresją swojego smoka i dałem jej kilka wskazówek, żeby go uspokajać. Niestety, nie przyniosły pierwsze rady efektów, ale za to podałem Hodowczyni kilka liści melisy ze swojej farmy, żeby wyłożyła nimi gniazdo Arbeliala i to pozwoliło przejąć nad nim większą kontrolę. Dzięki temu wszelkie poprzednie rady przyniosły skutek.
(10pkt. doświadczenia)
Grabarz:
Wysprzątałem groby Asbiel i Kerubina. Położyłem nowe kwiaty i pomodliłem się w duchu za ich dusze. Niech spoczywają w pokoju...
(5pkt. doświadczenia)
Łączna suma: 20pkt.
wtorek, 5 lipca 2016
Promocja
PROMUJ NASZĄ HODOWLĘ!
Link bezpośredni do dużego baneru:
Html:
<a href="http://hodowlaolikama.blogspot.com"><img src="http://wgrajo.pl/img/promocja.gif" border="0" alt="Darmowy hosting wgrajo.pl" /></a>
Link bezpośredni do małego baneru:
Html:
<a href="http://hodowlaolikama.blogspot.com"><img src="http://wgrajo.pl/img/banerqxq.png" border="0" alt="Darmowy hosting wgrajo.pl" /></a>
Link bezpośredni do małego baneru gif:
Html:
<a href="http://hodowlaolikama.blogspot.com"><img src="http://wgrajo.pl/img/baner2vdv.gif" border="0" alt="Darmowy hosting wgrajo.pl" /></a>
DZIĘKUJEMY!
niedziela, 3 lipca 2016
RP: Leo do Kier
Przechadzałem się po swojej skromnej farmie i pielęgnowałem kwiaty. Z niektórych zbierałem nasiona, podczas gdy inne nie były jeszcze gotowe. Dolores siedziała w pobliżu i przyglądała mi się, przysypiając lekko. Nagle zauważyłem czyjąś postać w oddali. Osłoniłem oczy od słońca i zmrużyłem je próbując rozpoznać sylwetkę. Wyglądała na kobietę, na jej ramieniu balansował jakiś pierzasty smok. Szła w naszą stronę i machała. Dolores wstała i machnęła skrzydłami mrucząc.
- Kim jesteś? - zawołałem do nieznajomej. - Podejdź tutaj, poznajmy się!
<Kier?>
- Kim jesteś? - zawołałem do nieznajomej. - Podejdź tutaj, poznajmy się!
<Kier?>
RP Kamaiji: wykonywanie prac
Siedziba Moriahomicida:
Siedziałam przy swoim biurku i zaskakiwał mnie brak przestępców. Arbelial nic mi nie donosił o żadnych opryszkach, było tak cicho i spokojnie... Postanowiłam więc połazić i zobaczyć co się dzieje wokół.
Wyszłam ze swojej siedziby i odetchnęłam nieświerzym, stęchłym powietrzem moriasfery. Cóż za... cudowny dzień. Mój smok akurat w tej chwili obwąchiwał jakieś gnijące ptasie ciało na ziemi, lecz zniesmaczył się i prychnął, rzucając mi spojrzenie jakbym była temu winna.
- No i co się gapisz? - spytałam wzruszając ramionami.
Smok tylko sapnął i zaprosił mnie na grzbiet. Westchnęłam i zajęłam swoje miejsce, po czym polecieliśmy w górę.
Praca jako rekrutant:
Szybowaliśmy wysoko po niebie i nie widzieliśmy żywej duszy poza jakimiś dzikimi smokami, które w większości wolno się przechadzały i zajmowały własnymi sprawami, niektóre toczyły walki. Postanowiliśmy odwiedzić Hetavera, bo na pewno miał coś ciekawego do powiedzenia o podróżnych.
Dolecieliśmy na granicę umbra- i nocosfery, gdzie ów Hetaver pomieszkiwał. W kociej formie zeskoczyłam zgrabnie z grzbietu Arbeliala, po czym podeszłam cichutko do otworu jamy smoka. Usiadłam u wlotu i zamiauczałam przeciągle. Stara bestia wychyliła się.
- Witaj, kocie - zagadnął. - Czegóż to chcesz?
- Chciałam spytać, czy nie przechodzili tędy jacyś ludzie chętni by dołączyć do Hodowli?
Smok zastanowił się.
- Nie przypominam sobie nikogo, przykro mi.
Westchnęłam, miauknęłam na pożegnanie i znów jako człowiek wdrapałam się na czorta. Ten otrzepał się i poleciał w górę.
Praca jako nauczyciel:
Wróciliśmy do domu, gdzie czekałam aż ktokolwiek przyjdzie spytać się o jakieś szczegóły związane z Hodowlą. Futro Arbeliala grzało mi bose stopy, w tle leciał mój ulubiony kawałek Arch Enemy - Under black flags we march, sączyłam herbatkę i mrucząc z przyjemności zastanawiałam się, kto może zapukać do moich drzwi... Może Leo, albo Kier? A może Eranwel? Któryś z ekipy Slyboots_Pengui też byłby mile widziany... Nawet Olira, chociaż sama zna tą Hodowlę na wylot!
Siedziałam przy swoim biurku i zaskakiwał mnie brak przestępców. Arbelial nic mi nie donosił o żadnych opryszkach, było tak cicho i spokojnie... Postanowiłam więc połazić i zobaczyć co się dzieje wokół.
Wyszłam ze swojej siedziby i odetchnęłam nieświerzym, stęchłym powietrzem moriasfery. Cóż za... cudowny dzień. Mój smok akurat w tej chwili obwąchiwał jakieś gnijące ptasie ciało na ziemi, lecz zniesmaczył się i prychnął, rzucając mi spojrzenie jakbym była temu winna.
- No i co się gapisz? - spytałam wzruszając ramionami.
Smok tylko sapnął i zaprosił mnie na grzbiet. Westchnęłam i zajęłam swoje miejsce, po czym polecieliśmy w górę.
Praca jako rekrutant:
Szybowaliśmy wysoko po niebie i nie widzieliśmy żywej duszy poza jakimiś dzikimi smokami, które w większości wolno się przechadzały i zajmowały własnymi sprawami, niektóre toczyły walki. Postanowiliśmy odwiedzić Hetavera, bo na pewno miał coś ciekawego do powiedzenia o podróżnych.
Dolecieliśmy na granicę umbra- i nocosfery, gdzie ów Hetaver pomieszkiwał. W kociej formie zeskoczyłam zgrabnie z grzbietu Arbeliala, po czym podeszłam cichutko do otworu jamy smoka. Usiadłam u wlotu i zamiauczałam przeciągle. Stara bestia wychyliła się.
- Witaj, kocie - zagadnął. - Czegóż to chcesz?
- Chciałam spytać, czy nie przechodzili tędy jacyś ludzie chętni by dołączyć do Hodowli?
Smok zastanowił się.
- Nie przypominam sobie nikogo, przykro mi.
Westchnęłam, miauknęłam na pożegnanie i znów jako człowiek wdrapałam się na czorta. Ten otrzepał się i poleciał w górę.
Praca jako nauczyciel:
Wróciliśmy do domu, gdzie czekałam aż ktokolwiek przyjdzie spytać się o jakieś szczegóły związane z Hodowlą. Futro Arbeliala grzało mi bose stopy, w tle leciał mój ulubiony kawałek Arch Enemy - Under black flags we march, sączyłam herbatkę i mrucząc z przyjemności zastanawiałam się, kto może zapukać do moich drzwi... Może Leo, albo Kier? A może Eranwel? Któryś z ekipy Slyboots_Pengui też byłby mile widziany... Nawet Olira, chociaż sama zna tą Hodowlę na wylot!
Ma ktoś jakieś pytania dotyczące Hodowli i jej funkcjonowania?
RP: Kamaiji do Oliry
- Nie sądzę, żeby przeszkadzało mi to aż tak - zaśmiałam się, choć nie wiedziałam czego tak naprawdę się spodziewać po mieszkance irisfery, gdzie tam wszystko jest takie słodkie i kolorowe.
W oddali nagle udało nam się usłyszeć stęskniony ryk smoka. Olira najwyraźniej go rozpoznała i wybiegła na chwilę na zewnątrz mojego mieszkania. Również zerknęłam o co chodzi, a na niebie dostrzegłam błękitną smoczycę tęczy, która lewitując rozglądała się na wszystkie strony i wyraźnie zmartwionym spojrzeniem skanowała otoczenie. Kotołaczka widząc smoka zagwizdała na palcach i zaczęła podskakiwać z rękoma w górze.
- Astra! - zawołała. - Tutaj! Chodź tutaj!
Astra zwróciła się ku nam i wielce uradowana z zawrotną prędkością wleciała we właścicielkę i zaczęła lizać ją po pyszczku szorstkim językiem. Smoczyca szczęśliwa mruczała i przytulała Olirę jakby nie widziała jej latami, a minęło zaledwie kilka dni. Z uśmiechem na ustach wyszłam i oparłam się o framugę.
- A więc to jest twoja podopieczna - zagadnęłam. - Miło mi cię poznać, Astro.
Smoczyca skinęła na mnie głową i chciała polizać po twarzy, lecz stanął przed nią Arbelial i warknął na nią nieprzyjemnie.
- Spokój - fuknęłam na niego, a ten tylko na mnie spojrzał i rozłożył podziurawione skrzydła. - Pozwól nam się przywitać.
Bestia ustąpiła miejsca przestraszonej smoczycy, która niepewnie podeszła i dotknęła mnie błyskawicznie tylko czubkiem języka, po czym ukryła się za właścicielką. Obydwie, ja i Olira, zaśmiałyśmy się z zaistniałej sytuacji i pogłaskałyśmy swoje smoki po szyjach.
- Zaprzyjaźnią się pewnie jeszcze, a teraz chodźmy do ciebie odpocząć! - zaproponowała Oli.
- Pewnie. Podrzućmy smokom coś do jedzenia i napijmy się razem herbaty.
Tak zrobiłyśmy. Po skończonej herbatce i wielu rozmowach o sobie postanowiłyśmy pójść wreszcie spać. W nocy jednak między smokami było dosyć głośno, ale nie brzmiało to jak coś negatywnego... Wręcz jakby zaczęły się lubić, i to bardzo! Niestety, przez to ich baraszkowanie rano obydwie byłyśmy niewyspane...
<Olira?>
W oddali nagle udało nam się usłyszeć stęskniony ryk smoka. Olira najwyraźniej go rozpoznała i wybiegła na chwilę na zewnątrz mojego mieszkania. Również zerknęłam o co chodzi, a na niebie dostrzegłam błękitną smoczycę tęczy, która lewitując rozglądała się na wszystkie strony i wyraźnie zmartwionym spojrzeniem skanowała otoczenie. Kotołaczka widząc smoka zagwizdała na palcach i zaczęła podskakiwać z rękoma w górze.
- Astra! - zawołała. - Tutaj! Chodź tutaj!
Astra zwróciła się ku nam i wielce uradowana z zawrotną prędkością wleciała we właścicielkę i zaczęła lizać ją po pyszczku szorstkim językiem. Smoczyca szczęśliwa mruczała i przytulała Olirę jakby nie widziała jej latami, a minęło zaledwie kilka dni. Z uśmiechem na ustach wyszłam i oparłam się o framugę.
- A więc to jest twoja podopieczna - zagadnęłam. - Miło mi cię poznać, Astro.
Smoczyca skinęła na mnie głową i chciała polizać po twarzy, lecz stanął przed nią Arbelial i warknął na nią nieprzyjemnie.
- Spokój - fuknęłam na niego, a ten tylko na mnie spojrzał i rozłożył podziurawione skrzydła. - Pozwól nam się przywitać.
Bestia ustąpiła miejsca przestraszonej smoczycy, która niepewnie podeszła i dotknęła mnie błyskawicznie tylko czubkiem języka, po czym ukryła się za właścicielką. Obydwie, ja i Olira, zaśmiałyśmy się z zaistniałej sytuacji i pogłaskałyśmy swoje smoki po szyjach.
- Zaprzyjaźnią się pewnie jeszcze, a teraz chodźmy do ciebie odpocząć! - zaproponowała Oli.
- Pewnie. Podrzućmy smokom coś do jedzenia i napijmy się razem herbaty.
Tak zrobiłyśmy. Po skończonej herbatce i wielu rozmowach o sobie postanowiłyśmy pójść wreszcie spać. W nocy jednak między smokami było dosyć głośno, ale nie brzmiało to jak coś negatywnego... Wręcz jakby zaczęły się lubić, i to bardzo! Niestety, przez to ich baraszkowanie rano obydwie byłyśmy niewyspane...
<Olira?>
RP: Olira do Kamaiji
Leciałyśmy nad diablosferą i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Poczułam silną więź z Kamaiji. Tak dobrze nam się rozmawiało, że nie zwracałam uwagi na otoczenie.
- Hej, czy mogłabyś mnie przenocować? Bo nie za bardzo mam gdzie spać...<Kamaiji?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)