sobota, 6 sierpnia 2016

RP: Persia do Kamaiji i Amona

Już raz leciałam na smoku, jednak w nieco innych, czyli bardziej niebezpiecznych warunkach. Teraz wznoszenie się w powietrzu nie robiło na mnie żadnego wrażenia, jednak Sabbe był tym wszystkim niemalże zachwycony. Unosił co chwilę własne lotne narządy, próbując złapać w czarną błonę nieco wiatru i móc na chwilę poczuć się jak smok nas podwożący. Kirmathana była tym faktem nieco zdumiona i próbowała, tak jak jej starszy kolega, unosić przednie łapki. Pozbawiona jednak skrzydeł zrezygnowała z zajęcia, z zadowoleniem obserwując mrok umbrasfery. Pouczyłam Sabbe, że ma tak nie robić, gdyż wiatr może wyrzucić go ze środka transportu. Kiedy jednak posłuchał, zaczęłam go namawiać by powrócił do dawnych czynności, bo jest to zabawne.
- Nie powinnaś tak robić - odrzekł w języku smoków Hetaver. Jego głos był głosem starca posiadającego co najmniej kilka tysięcy lat.
- Persia robi co chce i nic ci do tego - wycharkałam smoczo. 
Rozmowa w tym języku miała uchronić zarówno mnie jak i naszą rozmowę przed zmysłem słuchu Kamaiji i Amona, lecących praktycznie koło nas. Hetaver chyba wyczuł, iż posługuję się językiem starożytnych gadów, ale ja nie miałam pewności czy nasi towarzysze nas nie rozumieją.
- Smoki, które dopiero wykluły się z jaj, rejestrują wszystkimi zmysłami stworzenie, które im w tym czasie towarzyszyło. Dzięki temu biorą je za bliskie sercu stworzenie i natychmiastowo się z nimi wiążą. Hodowca to ktoś, kto nie tylko zajmuje się swoim smokiem względem żywienia, ale także opieki - odrzekł głęboko. - W naszym świecie istnieje pewne koło, które nie może zostać złamane przez żadnego smoka - jeżeli ktoś uczynił coś dla ciebie, to ty też musisz mu się odwdzięczyć. Dlatego szanuj Sabbe jak siebie samą, bo na pewno w przyszłości stanie się twoim lojalnym przyjacielem.
- A co się stało z twoim Hodowcą? - zapytałam odwarkując mu.
- W swoim życiu spotkałem wiele ras człekopodobnych. Jednak żadna z tych osób nie potrafiła zrozumieć smoczego koła. Ich umysłami zawładnął cień i niewiedza, nie mogłem im pomóc. Nikt nie mógł.
Nie chciałam męczyć starego smoka pytaniami, dlatego dałam sobie spokój. Zgarnęłam Sabbe bliżej smoczycy, która przez nagły skręt skrzydeł gada kurczowo trzymała się mojej rozdartej, czarnej spódnicy.
Ignisfera była taka niegościnna. To stąd pochodził gad, który pozbawił mnie przyjaciela i dumy.
Oplotłam łapy wokół grubej szyi starego smoka i wtuliłam się w jego grzbiet, próbując znaleźć nieco ukojenia. 
- Daleko jeszcze, Kamaiji? - zawołałam kryjąc pysk w szarych łuskach smoka.
- Przelecieliśmy już większą część ignisfery, za niedługo powinniśmy być na miejscu - odpowiedziała głośno. - Wszystko dobrze, Persia?
Nie odpowiedziałam. Smok, którego Malfurion pozbawił oka był gdzieś tutaj.

<Kamaiji, Amon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz