piątek, 5 sierpnia 2016

RP: Amon do Persii i Kamaiji

Westchnąłem ciężko. "Napracować się za darmo i nawet nie usłyszeć dziękuję... Ciekawe co byś powiedziała, gdybym te bandaże podtruł..." Na chwilę wytrzeszczyłem oczy. Obawiałem się, że powiedziałem to na głos, ale nikt nawet na mnie nie spojrzał. "Uff..." - odetchnąłem.
- Nawet gdybyś umiała walczyć z tym barkiem, długo nie pociągnęłabyś - spojrzałem na Kamaiji. - Ja i tak nie znam wyspy i nie mogę nawet niczego zaproponować.
Usiadłem ciężko na ziemi i kawałkiem szmacianej torby, już dawno nie żyjącego zwiadowcy, zacząłem czyścić klingę miecza. Nie miało do żadnego znaczenia, ta broń była i tak do niczego, ale było to lepsze niż stanie jak kołek.
- Do wioski, jeśli jeszcze coś z niej zostało - rzuciłem dosyć ostro. - I tak nie mamy po co wracać. Zakładam, że nie znacie nawet podstaw fechtunku. - Dodałem podnosząc ostrze w górę. - Nie umiejąc się bronić musimy liczyć na wszystkie inne silne stworzenia, a chyba nawet nie jesteśmy w stanie ich przegrupować teraz - znów westchnąłem. - Nie mam żadnego planu, a zatruwanie zapasów żywności było by zbyt długotrwałe i bezsensowne.

Kirmathana potraktowała podniesiony miecz jako tor wspinaczkowy i zaczęła się wspinać na sam czubek, aż się ześlizgnęła. Złapałem ją przy jelcu oręża i posadziłem ją na moim ramieniu.
- Krzywdę sobie zrobisz, głupia...

<Kamaiji, Persia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz