piątek, 21 października 2016

Ogłoszenie

Hej ludzie tu Olira :) chcę was przeprosić w moim i Kamy imieniu za tak długą nie obecność na blogu... gomenesai :( mamy nadzieję że mam wybaczcie i zechcecie jeszcze brać udział w naszej i waszej hodowli... bo nie tylko my tu działamy ale również wy :) każdy nowy smoczek to dla nas wielką radość ale niestety nie mamy tyle czasu by ogarniać wszystko bo szkoła lub koncerty Kamy czy próby muzyczne... więc jeszcze raz przepraszamy i mamy nadzieję że się nie zniecheciliscie do nas i do całego bloga będę wam wdzięczna jeśli to przeczytacie i coś napiszcie pod postem co myślicie o hodowli :) Do zobaczenia i trzymajcie się mocno podczas tych zimnych dni które nadejdą nad remember Winter is coming :D

sobota, 6 sierpnia 2016

RP: Amon do Persii i Kamaiji

Podniosłem się z kubkiem i patrząc w ciecz zacząłem wędrować po pokoju tam i z powrotem. Kirmathana potraktowała to jako porę na zabawę i zaczęła dostojnym krokiem podążać w kółko za mną. W końcu zatrzymałem się i poczułem jak już przyzwyczajona do tego tempa chodzenia smoczyca zderza się z moją nogą. Oparłem się o ścianę i zrzuciłem z siebie torbę. Nie wiedziałem co poradzić. "Wy nie macie nawet jak się bronić" - ta myśl męczyła mnie najbardziej. Każdy mój plan będzie zły, bo wymaga co najmniej umiejętności, już nie mówiąc o ekwipunku. Kirmathana zaczęła się pazurkami wbijać w moje płócienne spodnie i wspinać po nich na moje ramię. "Tobie to się wiecznie nudzi, czyż nie?" Pomogłem się jej wdrapać.
Spojrzałem na zapatrzoną we mnie Kamaiji i Persię, jakby zobaczyły coś przerażającego.
- Co? - zapytałem. Obie się speszyły i odwróciły wzrok. - Przecież myślę.
Zamyśliłem się. Nigdy nie wierzyłem w legendy, ale próbowałem sobie przypomnieć jakiekolwiek sposoby walki z legend. Matka nie zawsze miała czas na opowiadanie ich przez pijanego ojca. Przez moją pamięć przewijały się obrazy, które jako dziecko wyobrażałem sobie podczas opowieści, aż nagle znalazłem. Znalazłem to, czego szukałem w pamięci. Jednak po chwili za tym obrazem zaczęły pokazywać mi się w umyśle następne obrazy. Te z czasów dzieciństwa, jak on stawał w drzwiach... kompletnie pijany... z metalowym prętem... i brał zamach...
Trzask szklanki wybudził mnie z transu.
- Amon! - zaklęła Kamaiji. - Mówiłam byś uważał i nie wylał zawartości kubka! Psia krew, ty jeszcze go stłukłeś...
- Prze... przepraszam... Nie chciałem, ale mam pomysł - wydukałem.
Musiałem być strasznie blady i wyglądać jak biała ściana, bo obie były przejęte moim widokiem.
- Lepiej powiedz co Ci się najpierw stało - zasugerowała Kamaiji zbierając szkło rękoma.
- Nie ważne. Przeszłość - odpowiedziałem masując oczy. - Jeżeli w moich legendach, które słyszałem, smoki są magicznymi stworzeniami, to czy tu smoki zawierają w sobie jakąś magię, z której potrafią skorzystać?
- T-tak... - spojrzała na mnie Kamaiji lekko zaskoczona.

- Spręż się, do czego zmierzasz? - ponagliła mnie Persia.
- Czy możemy namówić wszystkie smoki i wszystkich Hodowców znających magię do stworzenia wielkiej bariery, która chociaż na jakiś tydzień powstrzyma przypływ kolejnych jednostek agresora? - zapytałem. Nie czekając na odpowiedź kontynuowałem. - Moglibyśmy wtedy z tym, co już teraz jest, pomału się rozprawić, a potem uformować jakiś oddział broniący wyspy z tego co pozostanie przy życiu, bo jak mniemam, nie mamy wyjścia, musimy się bronić tu i najlepiej TERAZ.

<Kamaiji, Persia>

Wprowadzenie paru rzeczy

Drodzy Hodowcy!


Niedługo zostaną wprowadzone zadania przeznaczone dla konkretnych Hodowców (związane z Waszymi profesjami) oraz bronie, które będzie można kupić już niedługo. Lista broni będzie długa i nie będą one drogie, ponieważ powinne być łatwo dostępne, dlatego ceny będą podane w kwiatach Mondiris, które łatwo można zdobyć poprzez wysłanie smoka na zadanie II: wyprawa na wzgórze Mondiris. Możliwość znalezienia pomocnych artefaktów na tej wyprawie będzie stuprocentowa, więc jest to okazja, by wzmocnić swoje smoki w bardzo prosty i szybki sposób.
Pojawi się też niedługo kategoria Wrogowie, w której będzie można zobaczyć statystyki danych jednostek do pokonania. Przy każdym nowym wydarzeniu będzie podana grupa danych jednostek i walka z nimi będzie opisywana przez administrację. Bądźcie spokojni o swoje smoki, ponieważ w przypadku zagrożenia życia będą one automatycznie uciekać z pola walki. Będzie można uczestniczyć w walkach grupowo, ale szczegóły podamy z czasem.
Szkolcie smoki!

Kamaiji i Olira

RP: Kamaiji do Persii i Amona

Zaniepokoiło mnie zdanie, jakie wypowiedział ognisty smok. Przekazałam je Amonowi, by zabić jego ciekawość, lecz z drugiej strony nie wierzyłam, żeby smoki obróciły się przeciwko nam... Wreszcie jednak dotarliśmy do najlepiej znanych mi terenów na całej wyspie, gdzie dalej poszybowaliśmy w stronę morza. Tam było spore lądowisko oraz moja urocza, ciemna chatka obita kamieniem i drewnem. Smoki wreszcie wylądowały po paru godzinach lotu i mogły na spokojnie odpocząć, ponieważ było to trudno dostępne miejsce dla dwunogów bez skrzydeł, albo chociaż bestii do pomocy. Dodatkowo, miejsca było za mało żeby mógł wylądować tutaj helikopter, a co dopiero samolot, gdzie po jednej stronie osłaniała nas ogromna bordowa skała, a z drugiej strony była otwarta przepaść, prowadząca prosto do zbiornika z lawą oraz wystających z niej ostrych głazów i mniejszych szczytów nieregularnych gór.
Po wprowadzeniu naszych smoków do groty Arbeliala, weszliśmy do mnie do mieszkania, gdzie poleciłam wszystkim wygodnie się rozsiąść na kanapie i przygotowałam dzbanek herbaty. W tle zapodałam jakąś łagodniejszą składankę z mojej półki, na której były tylko jakieś smęty, Linkin Park i pojedyncze rockowe klasyki. Podałam kubki i wypełniłam je bursztynowym naparem, po czym umieściłam na środku stolika cukierniczkę i kilka łyżeczek. Wreszcie sama usiadłam na brzegu kanapy obok Amona i ogrzałam dłonie. Westchnęłam głęboko. Denerwowałam się słowami tamtego smoka. "Smoki staną na waszej drodze i obrócą w piach więzi między wami"... Zamknęłam oczy i oparłam się głową o oparcie.
- Muszę wymyślić jakiś plan na tą chwilę - mruknęłam. - Jednak najlepiej by było, gdyby wszyscy Hodowcy się tu znaleźli, w szczególności Olira, bo przynajmniej na bieżąco razem mogłybyśmy coś ustalić jako przewodniczące. Chyba że wy macie również jakieś pomysły?

<Persia, Amon?>

RP: Persia do Amona i Kamaiji

Złapałam się gorączkowo za lewe ucho i pociągnęłam je w dół, chcąc by moje oczy nie widziały tego widoku.
Gryf, smok, ogień.
- Dosyć - odrzekł Hetaver potrząsając gniewnie ogonem. Jego zły ton przestraszył nawet smocze maluchy. - Pamiętaj, że to ty mną sterujesz. Jestem już stary, moje oczy ledwo filtrują obraz przed dymem, a co dopiero w trakcie wlatywania w niego. Weź się w garść.
Okropne smocze ryki niezaprzyjaźnionego ognistego smoka powoli przybierały odgłosy cichego lamentu. Z jego paszczy wyrywały się pojedyncze słowa oraz jedno dosyć kluczące zdanie:
- Nie uda wam się ich powstrzymać. Smoki staną na waszej drodze i obrócą w piach więzi między wami.

Przeklęłam głośno. Gdyby nie ten przeklęty bark, prawdopodobnie zabiłabym smoka nie zwracając uwagi na aktualną sytuację. Kamaiji domagała się wyjaśnień, jednak nie chciałam nic jej zdradzać. Dopiero po chwili wzięłam głęboki oddech i jej odpowiedziałam. Widziałam, że Amon też miał jakieś pytania, które skierował w stronę przewodniczącej. Nieco się tym zmartwiłam i zaczęłam nalegać, by Hetaver nieco przyspieszył. Widząc moją minę, Sabbe też starał się pomóc. Wbił tylne łapki w łuski starego smoka i poruszał rytmicznie błonami przeczepionymi do przednich kończyn.
- To nie czas na zemstę. Teraz Persia i jej towarzysze muszą dotrzeć tam, gdzie powinni się znaleźć.
Przed nami zaczęła malować się okropnie ponura atmosfera, a piekielna aura niemal lizała nasze ciała. Usłyszałam głośny zachwycony ryk Arbeliala. To oznaczało, że jesteśmy na miejscu. Obróciłam się gwałtownie chcąc sprawdzić, czy czerwony smok zostawił nas w spokoju. Nie było jednak po nim śladu. Sięgnęłam pod spódnicę wyciągając sztylet i trzymając go blisko ciała. Kto wie co zamieszkuje te tereny...


<Kamaiji, Amon?>

RP: Amon do Persii i Kamaiji

Nie zdążyłem nic odpowiedzieć. Patrzyłem tylko jak Kamaiji rzuca się na smoka. To było głupie, czy odważne? Pomiędzy jednym a drugim zawsze była cienka granica. "Dobra... jak się Tobą kieruje?" Wpadłem na bardzo głupi pomysł.
- Leć do pani! - krzyknąłem i ściągnąłem go za kark w dół. Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu, zadziałało!
Poczułem ostry przypływ adrenaliny i wiatr miotający moimi włosami i płaszczem na wszystkie strony. W uszach dudniło jedynie serce i buzująca krew. Gdy znalazłem się dziesięć metrów nad ognistym smokiem i już miałem wydać polecenie 'Broń Kamaiji', ona sama się pojawiła i dosiadła znów Arbeliala. Chyba nawet nie zauważyła tego co zrobiłem, ale nie miałem jej tego za złe.
- Rozumiesz co on wyrykuje? - rzuciła do przejętej tym wszystkim Persii.
- Ja tam słyszałem tylko powarkiwanie i ryki tego smoka... - rzuciłem na głos, choć bardziej do samego siebie.
Nie dosłyszałem co mówiła Persia, ale Kamaiji najwyraźniej tak, bo mina jej strasznie zrzedła. Wolałem nie dopytywać teraz. Patrzałem jedynie za siebie, czy wściekły smok za nami nie podąża. Było czysto, a my już powoli wylatywaliśmy z kłębów dymu i palącej w nozdrza siarki. Zaczynało się robić czysto, co mnie strasznie cieszyło. Zerknąłem z dużej odległości na Kirmathanę. Nie rozumiała niczego i tępo się patrzyła w miejsce, gdzie ognisty smok poszybował w całun dymu. Nie wiedziałem, czy była przerażona, czy się cieszyła... W tej chwili patrzyłem, czy tylko nic jej nie było.
W końcu musiałem zapytać.
- Co mówiła Persia, bo nie dosłyszałem? - Bogowie, ale ja jestem niecierpliwy. - I czy to normalne, że smoki atakują siebie nawzajem i Hodowców?

<Kamaiji, Persia?>

RP: Kier do Leo i Oliry

Gdy wstałam, miałam takiego kaca jakiego chyba nigdy nie doświadczyłam. Powolutku podniosłam się z siana, na którym nie wiem co robiłam i wypełzłam na mojego wroga numer jeden, czyli słońce. Gdy już udało mi się dotrzeć na kraniec cienia i wystawić głowę na zewnątrz, zaklęłam i zakręciło mi się w głowie.
-  Co tam? - odezwał się Leo. Na jego głos podskoczyłam i schowałam się do cienia.
- Głowa mnie boli.... - powiedziałam.
- To trzeba było się nie upijać - uśmiechnął się. - Zaraz dam ci coś na ból gło... - przerwał, gdy z impetem obok nas wylądowała kotołaczka na tęczowym smoku, prawdopodobnie Olira, ucieleśnienie niewinności.
- Wsiadajcie na Astrę i weźcie swoje smoczątka na górę, lecimy do Kamaiji!!! Szybko, ta sprawa nie jest błacha!!! - wykrzyczała Olira. Po chwili siedzieliśmy na smoczycy i wyruszyliśmy w podróż do, o jeśli się nie mylę, diablosfery. Do diablosfery lecieliśmy drogą nadwodną. Gdy przelatywaliśmy nad aquasferą, Dolores strasznie panikowała i chowała głowę pod bluzką Leo. Za to Heva miał się znakomicie, a po Astrze widać było tylko lekkie oznaki zmęczenia.

<Leo, Olira?>

RP: Kamaiji do Persii i Amona

- Jeszcze trochę drogi nas czeka, ale nie jest to daleko - odparłam towarzyszowi. - A jeśli chodzi o fechtunek... Niestety, wcześniej nikogo takiego nie było u nas, kto by posługiwał się dobrze ostrzem. Ja coś tam potrafię, jednak nie jest to żaden wyczyn... Wolę posługiwać się kłami, pazurami, ciosami, czymkolwiek na co pozwala mi zmiennokształtność. Jednak każda nowa umiejętność jest dobra.
Lecieliśmy dłuższy czas nad parującą gorącem sferą i musiałam aż podwinąć lekko koszulkę, by nie spływał po mnie pot jak rzeka. W trakcie Persia rozmawiała z Hetaverem przez jakiś moment, lecz nic nie zdołałam zrozumieć, jako że mówili w smoczym języku. Muszę skoczyć kiedyś do Oliry, by mnie poduczyła, żebym mogła lepiej rozumieć grymaszenie Arbeliala... Noringhan doskonale dotrzymywał nam tempa, to aż niesamowite, że tak młody smok tak świetnie opanował technikę lotu. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przyjaźnie, lecz ten mimowolnie się speszył, co pokazał przez lekkie uchylenie głowy i odwrócenie wzroku. Po chwili jednak spojrzał na mnie pełnymi smutku oczami. Musiał mocno przeżywać śmierć rodziców...
Nie tylko Nori był w złym humorze. Gdy spojrzałam na Persię, ona również zdawała się przytłoczona.
- Daleko jeszcze, Kamaiji? - zawołała do mnie, kryjąc pysk w łuskach Hetavera.
- Przelecieliśmy już większą część ignisfery, za niedługo powinniśmy być na miejscu - odparłam głośno. - Wszystko dobrze, Persia?
Nie odpowiedziała mi. Westchnęłam i w milczeniu lecieliśmy dalej. Jednak od Persii bił taki niepokój, że niemal czułam go na sobie fizycznie. Nie miałam pojęcia czemu... W dole zaś zauważyłam jakiegoś patrzącego w naszą stronę ognistego smoka. Wydawał się być nami zainteresowany, a jak to bywa w naturze tych bestii, uwielbiają się wtrącać w nieswoje sprawy. I tak się stało - podleciał do nas, na dodatek wyjątkowo zainteresowany kotołaczką. Jej mina wyrażała tylko nienawiść, jakby za dobrze znała tego smoka... Udało mi się dostrzec, że smok ma tylko jedno oko.
Niespodziewanie kłapnął zębiskami tuż przy ramieniu Persii i zaczął zachowywać się agresywnie. Natychmiast zareagowałam.
- Amon, pokieruj chwilę Arbeliala - rzuciłam i zeskoczyłam ze swojego czorta.
Pochwyciłam wiatr w pióra i szybko poszybowałam ku górze jako gryf. Odciągnęłam jeszcze bardziej rozjuszonego smoka od towarzyszki i zepchnęłam go poniżej naszego szyku. Z donośnym skrzekiem zapikowałam wprost na niego i zaczęliśmy się szarpać. Nigdy nie spotkałam się z taką furią u smoka... Myślałam, że zaraz z przepływu agresji zacznie atakować sam siebie, gdy tylko ze mną skończy. Odpierając jego ataki, widziałam, że nie ma sensu próbować nawet go uspokajać, dlatego dopuściłam się do ostateczności i wydziobałam mu drugie ślepię. Smok zaczął nagle zachowywać się tak nienaturalnie, rzucał łbem na wszystkie strony, ział ogniem, nie panował nawet nad lotem, jego łapy machały we wszystkich kierunkach, ryczał jak opętany... Drapnęłam go szponem w pysk i doleciałam do reszty, po czym dosiadłam z powrotem Arbeliala, nie spuszczając oka z szalonego ognistego potwora.
- Rozumiesz, co on wyrykuje? - rzuciłam do równie przejętej tym wszystkim Persii.

<Persia, Amon?>

RP: Persia do Kamaiji i Amona

Już raz leciałam na smoku, jednak w nieco innych, czyli bardziej niebezpiecznych warunkach. Teraz wznoszenie się w powietrzu nie robiło na mnie żadnego wrażenia, jednak Sabbe był tym wszystkim niemalże zachwycony. Unosił co chwilę własne lotne narządy, próbując złapać w czarną błonę nieco wiatru i móc na chwilę poczuć się jak smok nas podwożący. Kirmathana była tym faktem nieco zdumiona i próbowała, tak jak jej starszy kolega, unosić przednie łapki. Pozbawiona jednak skrzydeł zrezygnowała z zajęcia, z zadowoleniem obserwując mrok umbrasfery. Pouczyłam Sabbe, że ma tak nie robić, gdyż wiatr może wyrzucić go ze środka transportu. Kiedy jednak posłuchał, zaczęłam go namawiać by powrócił do dawnych czynności, bo jest to zabawne.
- Nie powinnaś tak robić - odrzekł w języku smoków Hetaver. Jego głos był głosem starca posiadającego co najmniej kilka tysięcy lat.
- Persia robi co chce i nic ci do tego - wycharkałam smoczo. 
Rozmowa w tym języku miała uchronić zarówno mnie jak i naszą rozmowę przed zmysłem słuchu Kamaiji i Amona, lecących praktycznie koło nas. Hetaver chyba wyczuł, iż posługuję się językiem starożytnych gadów, ale ja nie miałam pewności czy nasi towarzysze nas nie rozumieją.
- Smoki, które dopiero wykluły się z jaj, rejestrują wszystkimi zmysłami stworzenie, które im w tym czasie towarzyszyło. Dzięki temu biorą je za bliskie sercu stworzenie i natychmiastowo się z nimi wiążą. Hodowca to ktoś, kto nie tylko zajmuje się swoim smokiem względem żywienia, ale także opieki - odrzekł głęboko. - W naszym świecie istnieje pewne koło, które nie może zostać złamane przez żadnego smoka - jeżeli ktoś uczynił coś dla ciebie, to ty też musisz mu się odwdzięczyć. Dlatego szanuj Sabbe jak siebie samą, bo na pewno w przyszłości stanie się twoim lojalnym przyjacielem.
- A co się stało z twoim Hodowcą? - zapytałam odwarkując mu.
- W swoim życiu spotkałem wiele ras człekopodobnych. Jednak żadna z tych osób nie potrafiła zrozumieć smoczego koła. Ich umysłami zawładnął cień i niewiedza, nie mogłem im pomóc. Nikt nie mógł.
Nie chciałam męczyć starego smoka pytaniami, dlatego dałam sobie spokój. Zgarnęłam Sabbe bliżej smoczycy, która przez nagły skręt skrzydeł gada kurczowo trzymała się mojej rozdartej, czarnej spódnicy.
Ignisfera była taka niegościnna. To stąd pochodził gad, który pozbawił mnie przyjaciela i dumy.
Oplotłam łapy wokół grubej szyi starego smoka i wtuliłam się w jego grzbiet, próbując znaleźć nieco ukojenia. 
- Daleko jeszcze, Kamaiji? - zawołałam kryjąc pysk w szarych łuskach smoka.
- Przelecieliśmy już większą część ignisfery, za niedługo powinniśmy być na miejscu - odpowiedziała głośno. - Wszystko dobrze, Persia?
Nie odpowiedziałam. Smok, którego Malfurion pozbawił oka był gdzieś tutaj.

<Kamaiji, Amon?>

RP: Amon do Kamaiji i Persii

Siedziałem na smoku. Wysoko w powietrzu. Nie wiedziałem jak nawet powinienem na nim siedzieć. Wszystko zaczynało mnie już powoli irytować. Mimo wielu nowych rzeczy, przez całą sytuację coraz bardziej czułem się jak na mojej rodzinnej wiosce. Cały czas coś... ktoś z widłami, ktoś ze strzelbą, celując w właśnie Ciebie... Ktoś unikał rozmowy, bo jestem dziwakiem... Potrzebowałem chwili ciszy i samotności. Coraz bardziej odczuwałem, że udaję bycie miłym, zwłaszcza gdy potraktowałem Khajitkę jak idiotkę w stosunku alchemicznym. Wziąłem głęboki wdech. "Pomedytujesz jak wrócisz, teraz łącz się we wspólnym celu... Nie daj się zabić i nie pozwól, by oni Cię zabili..." Taaaa... Nie do końca im ufałem. Przecież mogą się mnie zbyć po całym zagrożeniu. Przynajmniej fanatycznie znam się na truciznach... nie zjem niczego trującego, a roślinność... jest prawie taka sama jak u mnie.
- Kamaiji? - w końcu się odezwałem. Ona natomiast obróciła tylko w moim kierunku ucho. - Gdzie i czy długo jeszcze będziemy lecieć? - zapytałem nawet nie oczekując odpowiedzi.
Zobaczyłem jak tylko kręci głową z zażenowania pytaniem. Fakt, gdybyśmy mieli blisko, to byśmy się przeszli. Pocieszało mnie jedynie czyste niebo. Póki co, żadnych śmigłowców nie było ani słychać, ani widać na horyzoncie.
Westchnąłem. Nie oszukując się, przy moim smoku przynajmniej się nie nudziłem, bo młode to robiło głupie rzeczy, typu lizanie mnie po uszach, a teraz... siedzę... na smoku i lecę. W dodatku z osobą, z którą nie mam specjalnie o czym rozmawiać. Poprawka. Ze 'zmiennokształtnym', który w legendach od zawsze jest utożsamiany ze zdradą.
- Czy u was w wiosce, ktoś zajmuje się... zajmował się szermierką, w jakiejkolwiek postaci? - spojrzała na mnie zaciekawiona. "O, to może jednak pogadamy..." - Wiesz, zawsze mógłbym rozwijać moje umiejętności w technikach walki i zaopatrzyć się w podstawowe ostrza... Od małego trenowałem, ale nie jestem jakimś... mistrzem, nad mistrzami...


<Kamaiji, Persia?>

piątek, 5 sierpnia 2016

Nowy smok - Noringhan

Imię: Noringhan
Płeć: samczyk
Wiek: podrostek
Właściciel: Kamaiji
Domena: smok nocy
Rasa: nocarz pospolity
Sfera: wyższa
Poziom: 1
Doświadczenie: 100/250
Charakter: Przez utratę rodziców, rzadko kiedy widać u niego uśmiech. Często zamknięty w sobie i niedostępny. Nie ufa do końca ludziom, woli żyć we własnym świecie, a najlepiej izolować się od wszystkiego poprzez wysokie loty w przestworzach. Mimo to jednak widać w nim przejawy jego poprzednich zachowań i obyczajów, jest bardzo uprzejmy i dobroduszny. Dodatkowo potrafi obdarzyć innych niesamowitą hojnością, która pozwala mu oddać wszystko co ma, mimo że czasem nie ma nawet nic.
Statystyki:
- siła [8]
- zwinność [8]
- szybkość [11]
- witalność [9]
- wytrzymałość [9]
- magia [15]
- odporność magiczna [10]
Ataki:
- zwykłe [cios ogonem, taran]
- magiczne [księżycowe ostrze]
Artefakty: brak

RP: Kamaiji do Persii i Amona

Prułam przez gęstwiny szukając z powrotem Hetavera. Zajęło mi z 20 minut samo dotarcie do jego nory na tych miniaturowych skrzydełkach, lecz go tam nie było. Gdzie mógł być?
Rozejrzałam się po okolicy, próbując jako wilk go wywęszyć i złapałam trop. Pobiegłam szybko jego śladem i usłyszałam odgłosy zażartej walki. Musieli po niego wrócić z posiłkami... Cholera jasna! Popędziłam jak spuszczona ze smyczy i dotarłam wreszcie do źródła dźwięków, lecz było już tak naprawdę po wszystkim. Całe szczęście, Hetaver wygrał, lecz nagle schylił się ku czemuś... Podreptałam do niego.
- Hetaverze! Wszystko gra? - spytałam smoka. Kiedy podeszłam, dostrzegłam małego nocarza u jego stóp. Wyglądał już na podrostka.
Starzec zdziwił się moim widokiem.
- Nie powinno ciebie być przy twoich przyjaciołach? - spytał mnie.
- Musiałam przybyć do ciebie w pewnej sprawie. Czy mógłbyś nam jeszcze pomóc?
- Oczywiście! - odparł bez namysłu. - W czymże potrzebujecie pomocy?
- Dałbyś radę przenieść kogoś z nas i małe smoki nad ignisferą do mojego domu w diablosferze? Ja i Arbelial wskażemy drogę.
- Dobrze. Więc prowadź teraz do swoich przyjaciół.
- A co z tym malcem? - spytałam, wskazując na smoczątko, które z nim było.
Hetaver nagle posmutniał.
- Stracił rodziców. Nazywa się Noringhan... Biedaczek nie chce zostawać sam.
Serce mi mocno zabiło współczuciem i nienawiścią. Jak mogli odebrać takiemu malcowi rodzicieli... Przykucnęłam przy nocarzu w ludzkiej postaci i pogłaskałam go po głowie (był wielkości owczarka niemieckiego), a ten ze smutnym pomrukiem i opuszczonymi uszami wtulił się we mnie.
- Noringhan... - szepnęłam. - Zaopiekuję się tobą. Chodź z nami, maluchu...
W trójkę przebrnęliśmy przez las najszybciej jak się da, aż wreszcie dotarliśmy do reszty grupy. Oczywiście, napotkałam również spojrzenia pełne wyrzutów.
- Dłużej się nie dało? - burknęła Persia.
- I kolejny smok... - rzucił Amon, dla którego to już było chyba za wiele na jeden dzień.
- Nie marudźcie i niech jedno z was wsiada na Arbeliala ze mną, a drugie na Hetavera ze smokami - kazałam.
Tak oto wzbiliśmy się w powietrze, ja i Amon na moim czorcie, a Persia z Kirmathaną i Sabbe na smoczym starcu. Noringhan już umiał latać, więc tylko dopełnił szyku. Czekał nas długi lot...

<Persia, Amon?>

RP: Persia do Amona i Kamaiji

Nie czekając na moją odpowiedź, która i tak wskazywałaby na całkowitą neutralność decyzji, Kamaiji zapewniła, że zna te tereny lepiej od nas i nic złego się jej nie przydarzy. Ciało dziewczyny zaczęło po chwili się zmieniać - skóra pozieleniała i pojawiły się na niej wyrostki stworzone ze szmaragdowych piórek, a twarz przyozdobiły małe, czarne oczka i długi zakrzywiony dziobek wielkości nie większej co standardowa wykałaczka. Ze zdumieniem wpatrywałam się w tę transformację i dopiero po chwili dotarło do mnie, iż mam do czynienia ze zmiennokształtnym. Koliberek pomknął przez ciemne korzenie niemalże gubiąc z szybkości własne skrzydła. Między mną a długowłosym Amonem zapadła cisza. W sumie nawet mi to odpowiadało, gdyż nie miałam ochoty na pogawędki, biorąc pod uwagę ostry ton jego wypowiedzi. Mimo iż ja zaprzestałam jakkolwiek się nim przejmować, mężczyzna wpatrywał się w moje nieco teraz zgarbione ciało niczym w obrazek. Poruszyłam z zażenowania ogonem.
- Na co się gapisz? - zapytałam z wyrzutem. - Khajiita nie widziałeś? Persia zaraz wydłubie ci te oczy.
- To ty się patrzysz na mnie. Po za tym, może nie widziałem i co? - odrzekł kpiąco, oddalając swoją smoczycę od ostrza miecza, do którego niemal lgnęła.
Prychnęłam pod nosem kilka przekleństw i obróciłam się szukając własnej pociechy, której nie było nawet w pobliżu odpoczywającego Arbeliala. Ku własnemu zmartwieniu zauważyłam, że zaczynam coraz bardziej przywiązywać się do małego kostusza. Naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Znalazłam go pod jednym z wystających korzeni naprzeciwko mężczyzny. Był widocznie zajęty wykopywaniem pod szarą bulwą większej dziury, z której wydobył kilka świecących na lazurowo grzybków. Niemalże wypełnił nimi paszczę, jak chomik robiący zapasy na zimę, i z zadowoleniem podreptał ku mnie, zwracając uwagę na znalezisko. Oderwałam kapelusz jednego ze średnich grzybów i dokładnie obejrzałam, wąchając ówcześnie. Przytaknęłam do siebie i delikatnie polizałam mieniącą się skórkę. Ponownie na głos przyznałam sobie rację. Moje rozmyślania przerwał głos Amona:
- Widzę, że ktoś tu się bawi w alchemika. Oddaj mi to zanim nas pozabijasz przez jakieś wróżby i mądrości. Grzyb po sproszkowaniu i kontakcie ze słońcem zamienia...
- ... swoje ciało na drażniący układ oddechowy gaz - dokończyłam spoglądając na niego pełnią zielonych oczu. Czy tak bardzo kocie widzi pierwszy raz? - Też jestem alchemikiem, moja matka nauczyła mnie wszystkiego co ważne, potrzebne i pożyteczne. No, może z wyjątkiem tego ostatniego, mając na względzie wszelkie trucizny.
- Nie wyglądasz na taką, co zajmowałaby się ważeniem mikstur - odpowiedział z nutą zaciekawienia w tonie.
- Doprawdy? - teraz stać mnie było na uśmiech. Taki najprawdziwszy i najszczerszy uśmieszek.
Po tej krótkiej wymianie zdań zamilkłam na amen. Postanowiłam zebrać kilka z tych grzybów, być może w przyszłości się nam one w jakiś sposób przydadzą. Minuty mijały coraz szybciej pomimo braku jakiegoś stałego zajęcia. Niestety po Kamaiji słuch zaginął, przez co zaczęłam się nieco... martwić? Jej smok także od paru chwil nie wyglądał na zadowolonego. Siedział cicho powarkując i filtrując powietrze przez nos i paszczę. Wymawiał szeptem jej imię w smoczym języku, co zaczęło przyprawiać mnie o ciarki.
- Gdzie ona... - mruknęłam, poprawiając bandaż wiszący na ramieniu.

<Amon, Kamaiji? Opowiadanie właściwie o niczym i dosyć późno wysłane. Wybaczcie xd>

(uzbierałaś 3 niebieskie grzyby!)

RP: Kamaiji do Persii i Amona

Wpadłam na pomysł.
- Może spróbujemy jakoś dotrzeć do mojego domu? Będziemy musieli przejść przez całą ignisferę, ale może spytam o pomoc Hetavera, by przeniósł chociaż jedną osobę z maluchami, a cała reszta zabierze się na moim czorcie - zarzuciłam.
Pomyślałam również, że nauka fechtunku byłaby czymś naprawdę pożytecznym, a Amon wyglądał na takiego, co mógłby się na tym dobrze znać. Kiedy Kirmathana wspięła się na klingę miecza, a jej właściciel się o nią zatroszczył, aż mnie to rozbroiło, tak uroczo się zaczynali ze sobą oswajać... Widać było po nim, że będzie dobrym Hodowcą. Persia wydawała się być niemrawa, ale miałam wrażenie, że chyba zawsze taka bywa. Trochę zniesmaczyło mnie to, że nawet nie podziękowała Amonowi za opatrzenie ran, ale cóż... Czyjejś osobowości nie da się zmienić. A wiedziałam, że mimo takiego zamknięcia, kotołaczka jest dobrą osobą, dlatego przymknęłam w sporej mierze na to oko.
- U mnie w domu możemy pouczyć się od Amona fechtunku, a na tą chwilę mogę skoczyć sama po Hetavera, wtedy zostawię wam Arbeliala, a on pomoże wam się bronić przed ludźmi. Póki nie wrócę, wy tu na mnie poczekacie. Co wy na to? - spoglądałam na obojga pytająco.

<Amon, Persia? Sorki, że tak krótko, ale późno jest, a ja padnięta po próbie kapeli ;_;>

RP: Amon do Persii i Kamaiji

Westchnąłem ciężko. "Napracować się za darmo i nawet nie usłyszeć dziękuję... Ciekawe co byś powiedziała, gdybym te bandaże podtruł..." Na chwilę wytrzeszczyłem oczy. Obawiałem się, że powiedziałem to na głos, ale nikt nawet na mnie nie spojrzał. "Uff..." - odetchnąłem.
- Nawet gdybyś umiała walczyć z tym barkiem, długo nie pociągnęłabyś - spojrzałem na Kamaiji. - Ja i tak nie znam wyspy i nie mogę nawet niczego zaproponować.
Usiadłem ciężko na ziemi i kawałkiem szmacianej torby, już dawno nie żyjącego zwiadowcy, zacząłem czyścić klingę miecza. Nie miało do żadnego znaczenia, ta broń była i tak do niczego, ale było to lepsze niż stanie jak kołek.
- Do wioski, jeśli jeszcze coś z niej zostało - rzuciłem dosyć ostro. - I tak nie mamy po co wracać. Zakładam, że nie znacie nawet podstaw fechtunku. - Dodałem podnosząc ostrze w górę. - Nie umiejąc się bronić musimy liczyć na wszystkie inne silne stworzenia, a chyba nawet nie jesteśmy w stanie ich przegrupować teraz - znów westchnąłem. - Nie mam żadnego planu, a zatruwanie zapasów żywności było by zbyt długotrwałe i bezsensowne.

Kirmathana potraktowała podniesiony miecz jako tor wspinaczkowy i zaczęła się wspinać na sam czubek, aż się ześlizgnęła. Złapałem ją przy jelcu oręża i posadziłem ją na moim ramieniu.
- Krzywdę sobie zrobisz, głupia...

<Kamaiji, Persia?>